Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Bastet
mistrz pióra
Dołączył: 29 Kwi 2006
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Czw 18:21, 04 Maj 2006 Temat postu: Pewne opowiadanie [Eragon] |
|
|
Napisałam pierwszy rozdział opowiadania zainspirowanego czytaniem "Eragona" i w następnych rozdziałach będzie widac wieksze do niego podobieństwo. Nie poprawioną wersję czytała już Marik i mówi, że jet fajne, ale chciałabym poznać zdanie innych. Marik jest też autorką imienia "Doren".No więc.. zaczynam:
Rozdział pierwszy
Tego dnia, który miał zmienić całe jej życie, Doren Morag wstała wcześnie. Jej czarny kot Blacky zamruczał przyjaźnie. Pogłaskała go, ale ten wyrwał się i najpierw powąchał rękę dziewczyny. Lubiła tego kota. Miał krótką, błyszczącą, czarną sierść, jasnoróżowy nos i okrągłe, jasnozielone oczy. Doren znalazła go na ulicy, gdy już umierał głodu. Uważała go z najmądrzejsze zwierzę w Donernilli. Towarzyszył jej już od siedmiu lat, ale wciąż był bardzo ostrożny.
Doren przeszła przez pokój, a jej długie włosy falowały za nią lekko. Przyglądając się sobie w lustrze ze złotą ramą wiszącym w końcu jej dużego pokoju, przyznała, że wygląda nawet ładnie. Proste, kasztanowe włosy, sięgające za ramiona okalały jasną twarz wysokiej dziewczyny o wielkich ciemnozielonych oczach. Nos miała cienki i dość długi, widniały na nim też cztery piegi. Pod nim widać było cienkie, na wpół uśmiechnięte usta. Doren otworzyła wielką szafę przy ścianie i wyjęła z niej lekko poszarpaną jasnobrązową tunikę. Chociaż szafa wypchana była najróżniejszymi sukniami, na co dzień chodziła właśnie w niej. Nie lubiła rzucać się w oczy.
Gdy Doren zeszła po kamiennych schodach do kuchni, jej matka już tam była. Aisha Morag miała duże, brązowe oczy i ciemnoblond włosy. prawie w ogóle nie była do niej podobna; identyczne miały tylko nosy: cienkie i długie.
- Dzień dobry, mamo - powitała ją Doren.
Aisha spojrzała na dziewczynę, marszcząc przy tym nos; Doren wiedziała, co jej się nie podoba, a była to jej brązowa tunika. Sama Aisha miała na sobie długą czerwoną suknię z koronkami.
- Czemu ciągle ubierasz się w to-to? – zapytała, patrząc na strój Doren. – Wyglądasz w tym co najmniej jak pomywaczka.
Doren wzniosła oczy ku niebu. No tak, mogła się tego spodziewać. Po raz kolejny będzie musiała słuchać monologu matki, jak powinna się ubierać dziewczyna w jej wieku i to na dodatek z tak bogatej rodziny. Rodzice Doren pracowali w założonej przez siebie karczmie. A zarabiali tak dużo, ponieważ była to j e d y n a karczma w Dolinie Cadellewer.
- Mamo. Ja nie lubię tych wszystkich sukni . Są niewygodne. Poza tym, jak chcę się gdzieś przejść, ludzie się gapią. – Po chwili namysłu dodała: - No, nie tylko ludzie, jeszcze krasnoludy.
Dolina Cadellewer była jedynym miejscem, gdzie krasnoludy mieszkały na jednym terenie wraz z ludźmi i to w dodatku w normalnych domach. Większość z nich wolała mieszkać gdzieś pod ziemią.
- No dobrze – poddała się Aisha.
Doren usiadła przy wielkim stole i po cichu zaczęła jeść swoją owsiankę. Naprzeciw niej znajdowała się kamienna ściana kuchni, a na niej wisiał czarno-biały obraz przedstawiający małą sarenkę wśród sosen. Blacky miauknął, upominając się o swoje jedzenie.
- Już ci daję - mruknęła dziewczyna, wstając. Podniosła z ziemi miskę kocura i nalała weń mleka.
Wtedy do domu wszedł jej ojciec. Doren lubiła go bardziej niż matkę. Nie miał nic przeciwko jej poszarpanej tunice. Miał ciemną skórę i krótkie, rude włosy, a jego oczy były małe i zielone.
- Chciałem kupić coś na obiad – powiedział – ale rzeźnik zrobił sobie wolne. – Potem zwrócił się do Doren: - Możesz coś upolować, prawda?
- Jasne – odpowiedziała dziewczyna. Lubiła polować.
Doren popędziła kamiennymi schodami na piętro, a potem wzdłuż długiego korytarza. Otworzyła boczne drzwi i weszła do swojego pokoju.
Pokój był wielki, na kamiennej (jak wszystko w tym domu) podłodze leżał ładny, czerwony dywan. W końcu Sali znajdowała się wielka, ciemnobrązowa szafa, w której trzymała ubrania. Koło niej wisiało lustro w złotej ramie. Przy ścianie po lewo stało szerokie łóżko, a przy nim nie najmniejszy sekretarzyk.
Znajdowały się tam jej najcenniejsze skarby. Na przykład krasnoludki nóż. To błyszczące, szare ostrze według krasnoludów nigdy się nie łamało. Cenny był też elfi łuk. Dostała go na trzynaste urodziny. Jej ojciec przeszedł długą drogę, żeby go zdobyć.
Wzięła skórzaną torbę, włożyła do niej nóż i zarzuciła na ramię, poczym chwyciła łuk oraz kołczan pełen strzał i wyszła z domu.
***
Wysoka, rudowłosa postać wolno szła wśród wysokich drzew. Patrzyła na ślady jelenia. Miała nadzieję, że pójdzie jej równie dobrze, jak wtedy, gdy nawet nie patrzyła na ofiarę i udało się w nią wbić ostrą strzałę. W tym lesie łatwo można było się zgubić, ale dziewczynie nigdy się to nie przydarzyło. Chodzący za nią czarny kot zatrzymał się nagle. Dziewczyna podniosła błyskawicznie łuk.
- Co się stało, Blacky? - odezwała się rudowłosa osoba.
Kocur prychnął i zaczął uciekać w głąb lasu.
-Blacky, wracaj! - krzyknęła dziewczyna i pobiegła za kotem. Kasztanowe włosy powiewały na wietrze. Na bardzo mocnym wietrze. Zdecydowanie za mocnym wietrze.
Dziewczyna biegła coraz szybciej. Przeskoczyła nad jakimś starym pniem i znowu poczuła nagły podmuch wiatru. Miało stać się coś złego, coś niedobrego... Wyraźnie czuła magię, która padała na jej twarz wraz z wiatrem. Przestraszona, biegła dalej za kotem.
- Blacky! Blacky!!!- wołała, ale kocur się nie pojawiał. Zaczął padać gęsty deszcz. Odgarnęła z twarzy mokre włosy. W wielkich, ciemnozielonych oczach zbierały jej się łzy. Nie przerywając biegu, nawoływała głośno kota. Kolejny silny podmuch wiatru poderwał ją z ziemi. Dziewczyna wpadła na wielką sosnę. Zahaczyła już poszarpaną tunikę o wystającą gałąź. Usłyszała darcie się materiału. Spadła na ziemię i pobiegła jeszcze szybciej. Wiatr ją minął. Padła na ziemię. Gdy podszedł do niej czarny kocur, była już nieprzytomna.
Kiedy Doren otworzyła oczy, zobaczyła, że Blacky siedzi przy niej i miauczy żałośnie. Pogłaskała kota, a ten zamruczał.
- Co się stało? - szepnęła, wstając z brudnej ziemi i odgarniając z twarzy mokre włosy. - Wracajmy lepiej do domu. I to szybko.
Pamiętała huragan. Wiatr, który porywał drzewa. Uciekła przed nim i wtedy straciła przytomność. Ale czemu huragan był jakby… w jednym miejscu?
Wyszła z lasu i zobaczyła, jakie miała szczęście. Większość domów w dolinie była porozwalana. Piękna Dolina Cadellewer wyglądała jak pobojowisko. Dopiero, gdy opuściła wzrok niżej, zobaczyła, że po wiosce biega duża liczba mieszkających tam krasnoludów. Jeden był jej znajomy.
- Term! - zawołała. - Co tutaj się stało?
Krasnolud z gęstą, brązową (w tym momencie także mokrą) brodą i małymi, szarymi oczami popatrzył na Doren i odpowiedział:
- Huragan! Przyszedł znikąd! Wszyscy mówią, że to ma coś wspólnego z magią i Harabasem...
Doren nie odpowiedziała. Harabas był królem, któremu płacili mordercze podatki (chociaż dla niej, dziewczyny pochodzącej z bardzo bogatej rodziny, nie miało to żadnego znaczenia), a na dodatek znał magię. Dziewczyna nie wiedziała, czemu chciał zniszczyć Dolinę Cadellewer. Miałam szczęście, że byłam w lesie, pomyślała. Lepiej wrócę do domu i zobaczę, czy rodzicom nic się nie stało.
Pobiegła drogą w głąb doliny, tam, gdzie stał jej dom. Wtedy to zobaczyła.
Dom Doren był doszczętnie zrujnowany.
- Mamo! Tato! - zawołała. Nikt nie odpowiedział. Pewnie zostali przygniecieni ścianą, pomyślała. Uklęknęła i próbowała podnieść duże kawałki kamiennej ściany, ale były za ciężkie. Po dziesięciu minutach poddała się. Rozejrzała się, by zobaczyć, czy nic nie ocalało. Wśród kamieni i kawałków drewna znalazła swoje piękne lustro i schowała je do torby. Już miała odejść, gdy zauważyła jakąś postać idącą w jej stronę.
Czekam na ostrą krytykę.
Ostatnio zmieniony przez Bastet dnia Czw 20:20, 04 Maj 2006, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Marik
utalentowany geniusz
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Czw 20:13, 04 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Baaastet? Następnym razem powiedz, jak pożyczysz imię, które ja wymysliłam
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bastet
mistrz pióra
Dołączył: 29 Kwi 2006
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Czw 20:19, 04 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Marik napisał: | Baaastet? Następnym razem powiedz, jak pożyczysz imię, które ja wymysliłam |
Sorry. Bo ostatnio, jak ściagnełam nazwisko, to się nie czepiałaś, więc pomyślałam, że i imię mogę
Zaraz to zedytuję i dopiszę na początek, kto jest autorem imienia...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marik
utalentowany geniusz
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Czw 20:33, 04 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Ok. Ja się nie gniewam. Po prostu może tu kiedyś tamto opublikuje no i wiessz...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bastet
mistrz pióra
Dołączył: 29 Kwi 2006
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pią 12:04, 05 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
A w ogóle, to która wersja ci sie bardziej podoba? Ta poprzednia, czy ta, co tutaj jest?
Wybaczcie. Nie chcę wam przerywać konwersacji, ale na takie rozmowy zapraszamy na gadu gadu, ewentualnie na PW - r.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marik
utalentowany geniusz
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pią 17:52, 05 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Bastet: Ładne. Podoba mi się. Jakby w niektórych miejscach styl jest jakiś nudnawy, ale OK. Błędy wymienię ci później.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bastet
mistrz pióra
Dołączył: 29 Kwi 2006
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Sob 17:16, 06 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
No, mam następną część. Mam nadzieję, że teraz ktoś napisze swoją opinię, tego, co napisałam.
Rozdział drugi
Doren wpatrzyła się w tajemniczą postać. Była dosyć daleko, ale dziewczyna mogła przysiąc, że przed chwilą na nią patrzyła. Doren miała świetny wzrok, lecz nie dostrzegała twarzy tej osoby. Mrużąc oczy, odkryła tego przyczynę: jej głowę okrywał ciemny kaptur. Postać powoli zbliżała się. Była bardzo wysoka, lecz Doren podejrzewała, że jest niewiele starsza do niej samej. Nim się zorientowała, ów postać stanęła przed nią i szybkim ruchem zdjęła ciemnozielony kaptur. Był to dziewczyna, na oko o dwa lata starsza od Doren.
Miała długie, mysie włosy i regularne rysy twarzy. Jej oczy były bardzo duże i ciemne, prawie czarne. Była ubrana w cienki, ciemnozielony płaszcz. Miała też wielki łuk i kołczan. Doren zdawało się, że dostrzegła kawałek spiczastego ucha. A więc to była elfka.
- Jesteś… Doren Morag?
- A bo co?
- Jesteś? - powtórzyła dziewczyna.
- Tak, jestem - odrzekła zdenerwowana Doren.
- Ja jestem Oris Enered…
- I co? – warknęła Doren. Elfka spojrzała szybko na jej oczy i powiedziała:
- Chodź ze mną. Szybko.
W sumie nie mam nic do stracenia, pomyślała Doren. Zawahała się jeszcze przez chwilę, poczym zawołała Blacky’ego i poszła za elfką.
Oris poprowadziła ją na około zniszczonego budynku i szybko ruszyła szeroką drogą przez Dolinę Cadellewer, mijając mnóstwo zniszczonych budynków. Przy skrzyżowaniu skręciły w lewo, a tam, przywiązane do jasnobrązowego płotu, stały dwa konie. Blacky prychnął.
- Weź jednego - rzuciła do Doren elfka, sama wskakując na kasztanowego konia. Doren poruszyła się niespokojnie. Oris najwyraźniej to zauważyła, bo zapytała się:
- Co jest?
- No bo...ja raczej nie umiem jeździć na koniach. Poza tym one nie mają uzdy i siodła…
- A poco ci to? Wsiadaj i nie marudź.
Doren posłuchała i wsiadła ostrożnie na jasnorudą klacz.
- Jeszcze nie ma imienia - poinformowała ją Oris. - Jeśli chcesz, możesz jej nadać.
Doren zamyśliła się.
- Nazwę ją... Rudi.
Oris wzruszyła ramionami i naprowadziła swego konia na prawą stronę.
- Jedź za mną!
- Dobrze – odpowiedziała Doren, patrząc na kasztanowego konia elfki. Jego sierść przypominała kolorem jej włosy. Miał ciemne oczy i piękną, brązową grzywę. - Jak się nazywa?
- Molko - odpowiedziała z dumą Oris. - Na cześć elfa, który przepięknie śpiewa. Ale jedźmy już!
Doren schyliła się po Blacky’ego i wepchnęła go do torby; o dziwo, czarny kocur zamruczał, ale za chwilę wynurzył głowę z torebki i uczepił się pazurami tuniki Doren.
- Idziemy.
***
Doren nie wiedziała, po co przyszła za jasnowłosą dziewczyną, ale nie widziała w tym niczego złego. Poza tym, Oris była elfką. Siedziała właśnie na jednym z dziwacznych krzeseł w jej domu.
Po wskoczeniu na konia Doren udało jej się pojechać za elfką w głąb lasu, jednego z tych, który otaczał Dolinę Cadellewer. Po kilkunastu minutach, w ciągu których jechały coraz dalej, stanęły, a Oris powiedziała: "Jesteśmy na miejscu, to mój dom". "Nie widzę żadnego domu" - odpowiedziała wówczas Doren”. "Popatrz w górę" - rzekła elfka, a wtedy dziewczyna zobaczyła wśród drzew jakiś dziwny, kanciasty kształt. Oris pomogła jej się wdrapać jej na drzewo, a wtedy Doren ujrzała coś w rodzaju domku, tyle, że bez ścian; była podłoga i dach, co prawda zbudowany z desek, zamiast z dachówek, ale ścianami były okoliczne drzewa. Był to ładny domek. Po środku stał mały stoliczek, podobny do jakiegoś wielkiego pnia, a wokół niego trzy stołki, także podobne do małych pieńków. Było też tam kilka mniejszych stolików, a na lewo coś, co przypominało ławkę, na której mogły siedzieć ze trzy osoby. Wtedy właśnie usiadła na jednym z pieńków.
- Po co mnie tu przyprowadziłaś? – zapytała.
- Och, zobaczysz - odpowiedziała elfka, kładąc na "stole" glinianą misę, wypełnioną orzechami włoskimi. Doren wzięła orzecha. Chociaż nie była wielbicielką orzechów, musiała przyznać, że te są bardzo dobre. Poza tym była głodna. Oris usiadła na przeciwko niej.
- Powiedz mi, czemu tu jestem – powiedziała natychmiast Doren.
- Zaraz, zaraz. - Elfce najwyraźniej się nie spieszyło. Powoli jadła orzecha, patrząc na dziewczynę. - Po pierwsze, chcesz pewnie wiedzieć, kto przywołał ten huragan, który zniszczył twój dom?
- Chcę – rzekła bez zastanowienia Doren.
- Wiedz więc, że był to nie kto inny jak nasz król Harabas. A ten las jest jedynym miejscem w całej Donernilli, którego nie może nazwać swymi włościami.
Doren zastanowiła się przez chwilę, bezmyślnie obracając w dłoni jednego z orzechów.
- Po co to zrobił?
- Och, to nie jest pytanie na teraz. Wszystkiego się dowiesz. Po kolei.
Dziewczyna nie wiedziała, do czego to miało prowadzić, ale zdecydowała się na następne pytanie:
- Powiesz mi, po co?
- No, skoro jesteś tak uparta... - elfka uśmiechnęła się. - To mogę ci trochę powiedzieć. Chodzi o to, że pewnie masz wielki talent do magii. Królowi teraz bardzo zależy na wszystkich, którzy go mają. Czy ktoś go ma, poznaje się po wielkich, ciemnych oczach.
- Ty też masz wielkie, ciemne oczy – powiedziała Doren. Sama miała wielkie, ciemnozielone oczy, i nie wiedziała, czy się z tego powodu cieszyć, czy też martwić. – Są prawie czarne – dodała, wskazując na ciemnobrązowe oczy Oris.
- To jedna z przyczyn, dla których się tu ukrywam. Zwlekam też z uczeniem się magii... Nigdy jeszcze nie wypowiedziałam żadnego zaklęcia. No wiesz, wszystkie elfy dysponują magią - dodała, widząc, że Doren marszczy brwi. - Chodzi o to, że słudzy Harabasa mogą wykryć, gdy ktoś spoza kraju elfów używa magii. Ty chyba użyłaś jej nieświadomie... - Oris popatrzyła na dziewczynę. - Pamiętasz może coś niezwykłego z ostatnich tygodni?
- Eee...Nie wiem...
- Spróbuj sobie przypomnieć. To może być bardzo ważne.
- No... Kilka dni temu wcelowałam strzałą w sarnę, choć nawet jej nie widziałam. Pomyślałam po prostu, że mam szczęście.
Doren wydawało się, że w oczach elfki zabłysnął triumf, a chwilę później, że lekkie rozczarowanie.
- To źle. Jeśli ja zdołałam cię wykryć, Harabasowi na pewno się uda.
Ciekawe, do czego to prowadzi, pomyślała Doren.
Elfka, jakby wiedziała, o czym myśli dziewczyna, powiedziała tylko:
- No, ale resztę może opowiem ci jutro. Nie jest dobrze wszystkiego dowiadywać się w jednej chwili. A żeby się dowiedzieć wszystkiego… - nagle umilkła. – No, ale już chodźmy. Jesteś pewnie bardzo zmęczona.
Doren była bardziej głodna, niż zmęczona, ale wolała tego nie mówić.
Oris przeskoczyła na drugie drzewo, dając jej znak, by zrobiła to samo. Gdy dziewczyna się zawahała, rzekła:
- Ach, no tak, ciągle zapominam, że nie jesteś elfem.
To mówiąc, zgięła którąś gałąź tak, by Doren mogła się jej złapać i przeskoczyć na drzewo. Gdy dziewczyna to zrobiła, ujrzała następny pokój: trzy drewniane łóżka, przykryte jakimś grubym materiałem służącym pewnie za koc.
- Dobrej nocy - rzekła Oris, wślizgując się do jednego łóżka. Doren, po chwili wahania, wczołgała się do drugiego. Była pewna, że tak niezwykłego dnia jeszcze nigdy nie przeżyła.
Krótkie mi to jakieś wychodzi. Następne postaram sie napisać dłuższe.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marik
utalentowany geniusz
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Sob 19:56, 06 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
To z tym Molko najlepsze. Dla niezorientowanych: Bastet napisała o elfie Molko, który przepięknie śpiewa. Brian Molko to wokalista Placebo.
Ostatnio zmieniony przez Marik dnia Śro 20:59, 10 Maj 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bastet
mistrz pióra
Dołączył: 29 Kwi 2006
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Nie 17:47, 07 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Pisze się "Brian". Wcześniej jeszcze napisałam, że to "elf, który pieknie śpiewa do muzyki rockowej" (), ale uznałam, że to przesada
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bastet
mistrz pióra
Dołączył: 29 Kwi 2006
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Śro 16:52, 10 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Następna część:
Rozdział trzeci
Obudź się! - Doren usłyszała nisky, dziewczęcy głos. - Wstawaj!
Otworzyła oczy. Nad nią stała wysoka elfka o mysich włosach.
- Co się stało? - spytała się Doren.
- Wstawaj, później będzie czas na wyjaśnienia - zniecierpliwiła się Oris.
Doren wstała i rozglądała się za szafą. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że jej tutaj nie ma i ona sama ma na sobie wciąż jasnobrązową tunikę, którą założyła wczoraj.
- Co tak stoisz? Bierz torbę i uciekaj!
- Przed czym?
Elfka pociagnęła nią do krawędzi "domu" i wskazała daleki, czarny punkt na ziemi. Doren nic nie zrozumiała.
- Co jest? - spytała zaskoczona. Po chwili zobaczyła jednak, że czarna plamka porusza się.
- To słudzy Harabasa - rzekła Oris. - Musimy uciekać.
Doren szybko chwyciła skórzaną torbę leżącą napodłodze i zawołała na Blacky'ego. Kocur sekundę później zeskoczył z jakiegoś wyższego drzewa przed jej stopy. Dziewczyna chwyciła go za kark i niezbyt delikatnie wpakowała do torebki. Wzięła szybkim ruchem także łuk i kołczan, oraz swój krasnokudzki nóż.
Oris zeskoczyła wprost na swojego kasztanowego konia Molko. Doren zawahała się, poczym zamknęła oczy i skoczyła. Lądując, odbiła się od ziemi i przewróciła się. Wstała jednak szybko i wsiadła na swoją nową, rudą klacz o imieniu Rudi, poczym pojechała za elfką jeszcze głębiej w las.
Gdy dojechali dość daleko, by Doren mogła czuć się w miarę pewnie, dziewczyna spojrzała przez ramię; za nimi jechało z tuzin urgali. Teraz Doren widziała dokładnie ich ciemnobrązową, byczą skórę i wielkie, spiralne rogi. Poczuła także zapach zgniłego mięsa. Zmarszczyła nos.
- Nie zatrzymuj się! - ponagliła ją Oris.
Doren nie trzeba było tego powtarzać. Pogalopowała na Rudi w puszczę drzew i krzewów tak, że elfka dogoniła ją dopiero po niecałej minucie.
- Co ty robisz? - syknęła. - Tutaj będzie się strasznie trudno jechać!
- Musimy uciekać - odpowiedziała dziewczyna, jadąc dalej.
- Nie uciekać, tylko się schować.
- Wywęszą nas.
- Nie wywęszą jeśli będziesz wiedzieć, co robić - odrzekła Oris, poczym zamyśliła się i dodała: - Powiedz "Injermis" i skup się, a gdy już spotkasz mur, zniszcz go. Wtedy zaklęcie zadziała.
Doren nie bardzo wiedziała, o co elfce chodzi, ale postarała się sukpić na przekazanym przez nią słowie. Injermis, Injermis - powtarzała w myślach. W końcu uznała, że jest gotowa i rzekła:
- Injermis.
Poczuła gwałowny ból głowy, ale poza tym nic się nie wydarzło. Spojrzała na Oris, która wypowiedziała formułkę kilka sekund wcześniej. Elfka westchnęła i powiedziała:
- Injermis too. A teraz chodź, poszukamy kryjówki!
***
Po kilku godzinach Doren i Oris skryły się w koronie wielkiego buku, wychylając się od czasu do czasu. Słońce zachodziło, dając niebu różowawy odcień i grzejąc im twarze.
- Już odeszli - szepnęła elfka.
- Nie wiem, czemu za tobą poszłam, wtedy, gdy się spotkałyśmy po raz pierwszy - przyznała Doren. - To znaczy... czemu ci zaufałam wtedy. Nie byłam przecież pewna, że byłaś elfką... Poza tym, wpakowałaś mnie w wielkie kłopoty! To są urgale! URGALE!!!
Oris popatrzyła na nią i uśmiechnęła się lekko. Po chwili otworzyła usta i zaśpiewała swym niskim, aczkolwiek pięknym głosem jakąś piosenkę, pewnie po elficku, gdyż Doren nie zrozumiała z niej ani słowa.
Elfka powtórzyła tę piosenkę jeszcze kilka razy. Doren nie bardzo wyłapywała w niej sens, ale uznała, że jest piękna. Oris przedłużała sylaby końcowych słów wzrotek. Jej głęboki, niski głos łagodnie rozpływał się po drzewie. Zanim Doren zdąrzyła zapytać się o szczegóły tej pięknej pieśni, położyła się na szerokiej gałęzi i zasnęła bardzo głębokim snem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Pią 19:49, 12 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Uwaga: czasem w opowiadaniu pojawia się imię Nicky. To było imie poczatkowe i proszę czytać je jako "Doren" (zedytować nie mogę, bo w lewym rogu jest tylko "cytuj")
Już to zmieniłam - danatel
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bastet
mistrz pióra
Dołączył: 29 Kwi 2006
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Nie 17:11, 14 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
O, juz wiem dlaczego było tylko cytuj - nie zalogowałam sie. Ale jestem spostrzegwacza
A teraz kolejny rozdział.
Gdy Doren obudziła się następnego ranka, czuła się dziwnie wypoczęta. Nad sobą miała potężne gałęzie, wyżej - cienkie gałązki. Dziewczyna widziała przez ich liście jasny błękit nieba. Czuła też gorące promyki słońca na twarzy. Zmrużyła oczy, patrząc przez gałęzie na złocistą plamę. Zza jej głowy dobiegało głośne mruczenie Blacky’ego, który od czasu do czasu także cicho pomiaukiwał.
Doren usiadła. Czarne włosy opadły jej na ramiona. Odgarniając je do tyłu, zauważyła towarzyszą jej elfkę.
Oris stała na krawędzi gałęzi, a lekki wiatr sprawiał, że jej włosy powiewały i błyszczały się od słońca. Jedna ręką trzymała się pnia, druga zaś trzymała przy twarzy i wyglądała, jakby czegoś wypatrywała. Zastanawiała się właśnie, czy zdołają przedostać się stąd do Krainy Elfów, gdzie Doren będzie mogła nauczyć się magii, gdy odwróciła się i zobaczyła, że dziewczyna się obudziła.
- Witaj - powiedziała, nadal opierając się o pień.
- Cześć – odpowiedziała Doren. Shadow zamiauczał, prosząc o jedzenie. Doren, gdy przypomniała sobie o jedzeniu, także poczuła głód. Jakby odgadując jej myśli, elfka rzekła:
- Zaraz pójdziemy coś upolować.
- Kiedy?
- Może być teraz. Weź łuk i chodźmy!
Doren i Oris (wraz z Blackym depczącym im po piętach) szły wąską, wydeptaną ścieżką. Wokół słychać było cykanie świerszcza i szelest liści, oraz głosy dziewczyn.
- Nauczysz mnie magii? - spytała niespodziewanie Doren. Elfka zamyśliła się.
- No nie wiem... Ja jej wczoraj jej użyłam pierwszy raz w życiu...
- Pierwszy?! To wyglądało, jakbyś znała magię od zawsze!
- Znam ją tylko teoretycznie. Nigdy wcześniej jej nie używałam.
- Ale nauczysz mnie, prawda? - dziewczyna zrobiła błagalną minę.
- No dobrze - poddała się elfka. - Nauczę cię. Viol nada.
- Co to znaczy?
- W języku elfów "nauczę cię". A wiedz, że w języku elfów nie można kłamać. Chociaż... - Oris zawahała się - ... elfy umieją myśleć o czym innym, a wtedy to, co powiedzą, będzie prawdą, tylko nie na temat - uśmiechnęła się.
- Naucz mnie teraz! Zacznij!
- No dobrze. No, więc tak: aby posłużyć się magią, powinnaś dysponować pewną mocą wewnętrzną. Musisz też umieć ją przywołać. Gdy uwolnisz moc, używasz jej, lub pozwalasz, by rozeszła się sama, rozumiesz? Jeśli chcesz z niej skorzystać, wypowiedz słowo w elfim języku, opisując nim swe zamiary.
- Zatem... ogranicza mnie znajomość języka?
- Właśnie. Musisz jednak uważać: magia wymaga zużycia takiej samej bądź podobnej ilości energii, jakiej byś potrzebowała do zrobienia czegoś własnoręcznie. Musisz pamiętać też o mocy, znaleźć ją w umyśle, a potem przebić się przez mur i jej użyć. A teraz spróbujesz - podnieś ten patyk - wskazała na leżący przy ścieżce patyczek - na wysokość swoich oczu, rozumiesz?
- Chyba.
- A oto słowa, które wypowiesz: sterni eisa. Powtórz.
- Sterni eisa.
- Dobrze. Spróbuj to zrobić.
Doren zatrzymała się i przymknęła oczy, wyciągając rękę i starając się oczyścić umysł, by łatwiej znaleźć ową moc. Przeszukiwała najskrytsze kawałki swojej osoby, przypominając sobie wszytko, co kiedyś robiła; wszystko jednak było zupełnie puste, nic w tych wspomnieniach nie znalazła. W końcu natrafiła na coś innego - tajemniczy, ciemny kształt, poruszający się w jej stronę. Chcąc zbliżyć się do tej osoby, zauważyła barierę w jej umyśle. Zebrała wszystkie siły i przełamała obronę. Czując, jak kropelki potu spływają jej po twarzy, krzyknęła rozpaczliwie:
- Sterni eisa!
Doren patrzyła na tę scenę jak urzeczona (Oris z resztą też): niewielki patyk wzbił się w powietrze, zatrzymując się przy jej oczach. Poczuła, jak lekko przekrzywia dłoń do góry; jakby w jakiś sposób sterowała patyczkiem. Nagle jej oczy przeszył ostry ból; natychmiast jednak ustał. Czując, jak moc do niej przybywa, poruszyła patykiem w prawo, a potem w lewo. Nie mogła się nadziwić, jak dobrze władała magią, a na dodatek miała wrażenie, że żadnej energii jej nie ubywa. W pewnej chwili poczuła się zbyt pewna siebie i za mocno machnęła ręką. Gałązka wystrzeliła prosto w jej czoło.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|