Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
riel
moderatorka rozkojarzona
Dołączył: 21 Mar 2006
Posty: 851
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: paradise city.
|
Wysłany: Pią 8:50, 16 Cze 2006 Temat postu: Pojedynek 1 - 'Lily Evans - pierwszy dzień nauki Hogwarcie' |
|
|
Pojedynkujące się: Len, Kasey
Tytuł: dowolny
Tematyka: Lily Evans - pierwszy dzień nauki Hogwarcie. Nauki, czyli nie jazda pociągiem, ani nie uczta.
Warunki dodatkowe: Tekst ma zajmować około 3-4 strony worda czcionką Times New Roman 12. Tekst absolutnie nie może być śmiertelnie poważny. MUSI wystapić personalnie obecna nauczycielka/nauczyciel wróżbiarstwa oraz prefekt, obojętnie jakiego domu.
Beta: Brak.
GONG!!
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
riel
moderatorka rozkojarzona
Dołączył: 21 Mar 2006
Posty: 851
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: paradise city.
|
Wysłany: Pią 8:51, 16 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Tekst A
„Którędy do klasy?”
Dzwonek.
Korytarze zaczęły pustoszeć, uczniowie rozchodzili się do klas. Śpieszyli się, nikt nie chciał stracić punktów za spóźnienie. Tylko niska, piegowata dziewczynka szła powoli. Wzrok miała utkwiony w swoim planie zajęć i wyraźnie nad czymś się zastanawiała.
Historia magii, historia magii… Tylko skąd ja mam wiedzieć, gdzie ona jest?, myślała z rozdrażnieniem mała Krukonka.* Dlaczego tutaj nie ma numerów klas?!
Rozejrzała się z irytacją. Jej spojrzenie padło na wejście do najbliższej klasy. Tabliczka na drzwiach głosiła „Zaklęcia”.
Cudownie, tylko, że zaklęcia mam dopiero po obiedzie!, westchnęła. Zerknęła na zegarek; wskazywał pięć po dziewiątej. Czyli była pięć minut spóźniona. Zrobi wspaniałe pierwsze wrażenie. Teraz żałowała, że nie trzymała się blisko koleżanek z dormitorium. Może gdyby tak zrobiła, nie błądziłaby teraz po tej wielkiej, ponurej szkole.
- Kurcze – powiedziała głośno. Podeszła do okna i przyłożyła czoło do zimnej szyby. Spokojnie, tylko spokojnie. Logika przede wszystkim, zaraz znajdzie się wyjście.
- Coś się stało? – rozległ się z tyłu uprzejmy głos.
Lily podskoczyła i odwróciła się błyskawicznie. Przed nią stał wysoki, starszy czarodziej z długą, brązową brodą. Widziała go nie raz przy stole nauczycielskim, ale nie miała pojęcia czego uczył. Zapewne jednego z dodatkowych przedmiotów, które ją zaczną obowiązywać dopiero w trzeciej klasie.
- Ja się zgubiłam… W pewnym sensie – powiedziała cicho.
- W pewnym sensie – powtórzył profesor z uśmiechem. – To musi być interesujące doświadczenie. Ja nigdy nie zgubiłem się w pewnym sensie, a żyję na tym świecie dłużej od ciebie.
Lily zdobyła się na uśmiech.
- Nie wie pan, gdzie jest klasa historii magii? – zapytała niepewnie.
- Poczekaj… - nauczyciel zamknął oczy i zaczął... Lily nie wiedziała, jak to nazwać. To brzmiało, jak długie przeciągłe „mmm”. Nagle zamilkł i otworzył oczy. – Moje wewnętrzne oko jest dziś niedysponowane. W świecie niematerialnym panuje teraz mgła.
- Ah… Rozumiem – skłamała. – Cóż, szkoda. Mimo to dziękuję.
- Ależ proszę bardzo.
Lily rzuciła profesorowi niepewne spojrzenie i poszła dalej. W końcu musi trafić. Ten zamek nie jest przecież, aż tak duży. Chyba.
Po raz drugi zerknęła na zegarek – piętnaście po. Robi się coraz gorzej. Pewnie straci dużo punktów. Nie dobrze. Bardzo niedobrze.
Wtedy jej wzrok padł na drzwi na końcu korytarza. Właśnie wchodził tam jakiś uczeń, mniej więcej w jej wieku. Nie widziała stąd jego twarzy, ale w jej sercu obudziła się nadzieja. Może to ktoś z jej rocznika? Podbiegła i dopadła do drzwi zanim jeszcze się zamknęły. Na początku ostrożnie zajrzała do środka. W chłopcu, który wszedł przed nią rozpoznała Deana, Krukona w swoim wieku.
Więc w końcu trafiłam… pomyślała z radością.
Jednak wtedy jej wzrok padł na katedrę nauczycielską i samego nauczyciela. Oczy prawie wyszły jej z orbit, kiedy ujrzała… ducha. Nauczyciel historii magii był duchem. To nie do wiary. Kto normalny zatrudnia ducha? Takie pytanie zrodziło się na początku w rudej główce. Lecz praktyczna strona jej duszy strona zaraz wzięła górę nad zdziwieniem. Czy duchowi płaci się pensję?
- Przepraszam za spóźnienie… - nie dokończyła, bo Dean pociągnął ją do ostatniej ławki. Profesor dalej prowadził wykład, jakby w ogóle nie zauważając wejścia uczniów.
- Cicho, nie musisz nic mówić – mruknął jej znajomy. – Wiem od brata, że Binns nigdy nie kłopocze się czymś tak przyziemnym, jak sprawdzenie listy obecności. Pewnie tylko cudem wie, która klasa go teraz słucha.
- Ale to nie uczciwe tak się ukrywać – stwierdziła szeptem Lily. – Powinnam iść i się przyznać. Krukon rzucił jej spojrzenie pod tytułem „Rób, co chcesz, ale ostrzegałem”. Ale panna Evans, która była już w połowie drogi do nauczyciela, w ogóle tego nie zauważyła.
- Proszę pana? – spojrzała niepewnie na ducha.
Profesor nie zwrócił na nią uwagi i kontynuował wykład. Tymczasem uczniowie zaczęli się jej ciekawie przyglądać.
- Panie profesorze – powtórzyła głośniej.
- Tak? – profesor Binns wydawał się wręcz zszokowany tym, iż obok niego ktoś stoi. – Co tu robisz, dziecko? Jak się nazywasz?
- Lily Evans – oparła grzecznie. – Chciałam tylko powiedzieć, że przepraszam za spóźnienie. Nie zrobiłam tego specjalnie, tylko nie mogłam znaleźć…
Urwała. Profesor Binns już na nią nie patrzył. Lewitował nad biurkiem, kontynuując wykład. W dziewczynce zagotowało się ze złości. Została zignorowana przez nauczyciela, który
powinien przecież wysłuchać jej wyjaśnień. Po raz kolejny zadała sobie pytanie, czy na pewno dobrze zrobiła idąc do tej szkoły.
***
Panny Evans i Hudson weszły do Wielkiej Sali zajęte rozmową. Rosie Hudson była prefektem Ravenclawu, która wczoraj odprowadzała pierwszorocznych do wieży Krukonów. Powiedziała wtedy, że w razie jakichś problemów służy im pomocą. A Lily potrzebowała teraz pomocy, jak jeszcze nigdy wcześniej.
- Musisz po prostu brać pod uwagę humory schodów, zwłaszcza tych w północnym skrzydle. W całym zamku nie ma bardziej humorzastych niż one. Najlepiej korzystać z tych w zachodniej części, chociaż idąc tą drogą na przykład do klasy transmutacji nadkładasz kawał drogi. Ale to najpewniejsza trasa, bo tam jest z reguły spokojnie. Musisz tylko uważać, żeby nie nanieść błota na stopnie, bo tego nie lubią.
- Ale jak mam rozpoznać, jaki humor mają schody? – zapytała niecierpliwie Lily.
- Najłatwiej, jeśli będziesz obserwować innych. Jeśli na jakichś schodach nie ma nikogo to znaczy, że lepiej tam nie wchodzić.
- Aha – ruda zamyśliła się. – Dobrze, zapamiętam.
- Fajnie – Rosie odetchnęła z wyraźną ulgą. Miała zamiar odejść do swoich koleżanek, ale młodsza koleżanka ją zatrzymała.
- Jeszcze jedno pytanie – powiedziała, ale widząc minę panny Hudson zaraz dodała. – Ostatnie.
- Słucham.
- Jak mam znaleźć drogę do poszczególnych klas? Nauczyć się na pamięć?
- Byłoby najlepiej – stwierdziła prefekt. – A dopóki się tego nie nauczysz, pytaj.
- Kogo?
- Wszystkich. Kogo tylko chcesz. Uczniów, nauczycieli, duchów albo portretów. Najlepiej duchów, bo one wiedzą wszystko najlepiej. Może, oprócz Irytka, bo ona na pewno wpuści cię w maliny.
- Będę pamiętać – zapewniła Lily z uśmiechem.
Odwróciła się na pięcie i szybko wyszła z Wielkiej Sali. Nie była głodna, więc zamiast siedzieć tam bez sensu postanowiła od razu zrobić eksperyment. Temat eksperymentu brzmiał: „Czy teraz, gdy już wiem o schodach, uda mi się trafić do sali zaklęć bez niczyjej pomocy?”
Ale nie umiała skupić się na szukaniu drogi, bo w głowie kołatało jej się jeszcze jedno pytanie.
Kim jest Irytek? A może raczej, czym?
Chyba był duchem, ale Lily nie była pewna. Słyszała, jak ktoś mówił o nim per poltergeist. Jednak, czym jest poltergeist ruda nie miała pojęcia. Musi o to zapytać Rosie. Ale innym razem, bo coś jej mówiło, że na dzisiaj limit pytań do pani prefekt został wyczerpany.
- Lily!
Ruda odwróciła się i zobaczyła biegnącą w jej stronę Christy Loony. Coś, jakiś pierwotny instynkt, nakazywało jej uciekać. Jednak przeważył rozsądek i dobre wychowanie. Jak sobie uświadomiła chwilę później; na jej nieszczęście.
- Czy wiesz, że…
Nie, nie wiedziała, cokolwiek to było. Zdawała sobie sprawę, że nie ma pojęcia o połowie rzeczy, o których informacjami zasypywała ją Christy. Lecz w tej chwili to był jej najmniejszy problem. Ważniejszy był fakt, że schody, na których właśnie stały, zaczęły się niebezpiecznie ruszać. Chwilę później, zamiast do części zachodniej, prowadziły do południowej.
- E… Christy? – odezwała się niepewnie Lily, przerywając monolog koleżanki.
- Tak?
- Czy wiesz, w którą stronę należy iść, aby trafić na zaklęcia?
Uśmiech powoli spełzł z twarzy panny Loony. Dziewczyna zagryzła wargi i rozejrzała się niepewnie.
- Czy wiesz, że… Chyba nie bardzo.
- No to… No to mamy problem.
- Czy wiesz, że tak właściwie to nie jest problem. Pomyśl, że zdobywamy nowe doświadczenia. Mamy okazje zwiedzić zamek.
- Mamy okazje nie iść na zaklęcia.
- To też. Ale myśl pozytywnie.
- Teraz? W tej chwili? Nie jestem w stanie.
- Nie to nie. Sama coś wymyśle.
- Powodzenia – wzruszyła ramionami Lily i ruszyła powoli w głąb korytarza.
- Ej, a ty dokąd? – zawołała za nią Christy.
Znaleźć kogoś, kto wskaże mi drogę do klasy, pomyślała panna Evans. Jednak nie odwróciła się i nie powiedziała tego rówieśniczce. Wolała sama, spokojnie znaleźć osobę odpowiednią do wskazania drogi. A łatwiej było tego dokonać bez towarzystwa Christy Loony pytającej, co chwila „Czy wiesz, że…”.
*Wskażcie mi proszę moment w książce, w którym jest napisane, że Lily Evans była Gryfonką.
Albo drugi, który głosi, że Lily nie miała słabej orientacji w terenie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
riel
moderatorka rozkojarzona
Dołączył: 21 Mar 2006
Posty: 851
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: paradise city.
|
Wysłany: Pią 8:54, 16 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Tekst B
*
Tekst popełniony przy kompletnym bezweniu. Nie zabijajcie! Dedykuję wszystkim, którzy mimo wszystko lubią Lily Evans (bo ja jej nie lubię).
Tekst dedykuję swojej przeciwniczce (mam nadzieję, że mnie za to nie zlinczuje)
- Lily, czy ty naprawdę wiesz, gdzie my idziemy?
- Cicho Marlena, właśnie się nad tym zastanawiam.
Niska, drobna dziewczynka pokręciła ze zrezygnowaniem głową i usiadła na najniższym stopniu schodów prowadzących na trzecie piętro. Jej koleżanka, rudowłosa Lily Evans stała wyprostowana i rozglądała się dookoła, szukając kogoś, kto mógłby znaleźć im drogę do lochów. Nagle podskoczyła i zaklaskała w ręce.
- Marlena, chodź, widzę prefekta!
Marlena McKinnon westchnęła zrezygnowana, wstała i powolnym krokiem poszła za podskakującą z radości Lily.
- Hej! Eee... Prefekcie! - krzyknęła Evansówna, na co rudowłosy prefekt Gryffindoru odwrócił się w jej stronę.
- Co się stało, mała?
Lily odrzuciła do tyłu dwa ciężkie warkocze i spojrzała odważnie na starszego chłopca. Marlena zazdrościła koleżance. Pomyślała, że chciałaby mieć tyle samo odwagi, co ona.
- Bo wiesz, eee... Jak masz na imię?
- Artur, jestem Artur Weasley.
- No więc, Arturze, ja i Marlena szukamy drogi do sali tortur Ślimaka.
Lily, kiedy skończyła mówić, uśmiechnęła się szeroko, a prefekt wyglądał tak, jakby nie wiedział, czy powinien się złościć, czy śmiać. W końcu zrobił bardzo groźną minę, oparł dłonie na biodrach i spojrzał z góry na dziewczynki. Marlena w tym momencie pomyślała, że też chciałaby się nadal tak szeroko uśmiechać, jak jej koleżanka.
- Posłuchaj, mała - powiedział prefekt poważnie, ale kąciki jego ust zadrgały, jakby miał się za chwilę roześmiać. - Nie wolno tak mówić na nauczycieli. Kto cię tak nauczył?
Lily wzruszyła ramionami i nie speszona nadal wpatrywała się w prefekta.
- No dobrze, tym razem nic wam nie zrobię. Ale pamiętajcie, jeśli jeszcze raz usły...
- Arturze! Profesor Freeman cię szuka - jakaś dziewczyna zawołała prefekta, a kiedy tylko on na nią spojrzał, momentalnie spłonął rumieńcem. Lily i Marlena zachichotały cicho.
- Już idę, Molly! Zaprowadzisz te dwie na eliksiry?
W tym momencie Marlena odwróciła się w stronę dziewczyny i pomyślała, że zdecydowanie za dużo rudowłosych osób ją otacza. Molly szła w ich stronę szybkim krokiem, poprawiając jednocześnie płomiennorude loki.
- Dziewczynki, to jest Molly Prewett, prefekt Ravenclawu - powiedział Artur. - Ona zaprowadzi was na eliksiry.
Po tych słowach Artur Weasley odwrócił się na pięcie i pobiegł w drugą stronę, odprowadzany maślanym spojrzeniem krukońskiej prefekt.
- No to co, małe? Idziemy do sali tortur Ślimaka? - zapytała po chwili Molly, a dziewczynki zachichotały głośno.
*
- Syriusz Black. Wiesz, Syriuszu, że chodziłem do szkoły z twoim ojcem? O tak, Orion jest wspaniałym Mistrzem Eliksirów - niski, tęgi profesor przechadzał się między ławkami i przyglądał się nowym uczniom. Przy niektórych z nich zatrzymywał się i wymieniał z nimi kilka słów.
- Tak jest, profesorze - czarnowłosy chłopak kiwnął energicznie głową i uśmiechnął szeroko, po czym szepnął coś do kolegi z ławki.
Profesor Slughorn przeszedł dalej i zatrzymał się na wysokości ławki, przy której siedziało dwóch Ślizgonów.
- Thomas Avery - powiedział profesor z błyskiem w oku. - Uczyłem twojego kuzyna. Bardzo zdolny...
W tym momencie Lily przestała słuchać. Już od dłuższej chwili bardziej interesowała ją sala, w której odbywała się lekcja niż to, co mówił nauczyciel. A już najbardziej zafascynował ją ogromny krokodyl podwieszony pod sufitem*. Właśnie zachwycała się w myślach nad fascynującą fakturą skóry gada, kiedy Marlena szturchnęła ją w żebra.
- Aua! Marlena, co robisz?
- Panno Evans, zechcesz wziąć nareszcie wziąć udział w lekcji?
Lily zamarła, słysząc głos nauczyciela skierowany w jej stronę. Przecież ona nie zasługiwała na uwagę profesora. Nie miała znanych rodziców, Slughorn nie uczył żadnego z jej kuzynów. Więc czemu do niej mówił? Spojrzała na nauczyciela ze zdziwieniem.
- Słucham, profesorze?
- Pytałem, panno Evans, czy masz zamiar uważać na lekcji?
- Uważam.
- Co więc powiedziałem?
Lily uśmiechnęła się szeroko, podniosła dumnie brodę i odpowiedziała:
- Zapytał pan, czy mam zamiar uważać na lekcji.
Marlena uderzyła czołem o ławkę, a w klasie zapanowała cisza. Wszyscy uczniowie wpatrywali się z uwagą w nauczyciela, który zerkał poważnie na Lily. Kiedy przez dłuższy czas dziewczyna nie odwracała wzroku, Horacy Slughorn wybuchnął głośnym śmiechem i poklepał Evansównę po ramieniu.
- Odważna z ciebie dziewczyna, Lily - powiedział, cały czas się śmiejąc, po czym poszedł dalej, do ławki, w której siedziało rodzeństwo Zabini.
*
Kiedy tego samego dnia Lily i Marlena usiadły podczas obiadu przy stole Gryffindoru, wszyscy już wiedzieli o tym, co powiedziała nauczycielowi na lekcji eliksirów. Nawet w pewnym momencie dwójka piątoklasistów wstała, podeszła do niej i złożyła gratulacje. Powiedzieli jej wtedy, że wykazała się niezwykłą odwagą, na co ona wzruszyła jedynie ramionami i powróciła do jedzenia swojej ulubionej cielęciny. W końcu następną lekcją była nauka latania na miotle i Lily dobrze wiedziała, że musi być dobrze najedzona, bo to mogą być wyczerpujące zajęcia. Po za tym, stresowała się, a to wzmagało tylko jej apetyt.
Nie, Lily nie bała się latania na miotle. Nie miała lęku wysokości. Jedynym problemem było to, że Lily nawet nie wyobrażała sobie, jakie to może być uczucie. Nigdy w życiu nie widziała prawdziwej latającej miotły i to ją przerażało.
- Marleno, powiedz mi jeszcze raz, jak to jest kiedy lata się na miotle?
Marlena McKinnon westchnęła głośno i przewróciła oczami.
- Lily, ile razy mam ci powtarzać, że tata nigdy nie pozwalał mi latać na miotle?
- No tak, tak, zapomniałam.
Marlena prychnęła i przeszła przez drzwi wejściowe, by chwilę po tym zderzyć się z czyimiś plecami. Lily, która wychodziła z zamku zaraz za koleżanką wpadła na nią, zdziwiona spojrzała do góry i odskoczyła przestraszona do tyłu. Przed nią i Marleną stała wysoka, ciemnoskóra i siwowłosa kobieta w szarym kapeluszu na głowie. Ubrana była w prostą, granatową sukienkę, a z jej szyi zwisał sznur pereł. Spoglądała na dziewczynki z dziwnym wyrazem twarzy.
- Maleńkie, ładnie to tak potykać się o starsze kobiety?
Dziewczyny pokręciły jednocześnie głowami i wbiły wzrok w posadzkę.
- No dobrze małe, biegnijcie na tą lekcję latania - powiedziała po chwili milczenia kobieta. - A ty, rudzielcu - zwróciła się do Lily. - uważaj na lewą nogę.
Lily kiwnęła energicznie głową, po czym pobiegła razem z Marleną w dół kamiennych schodów. Kiedy dziewczynki znalazły się już w bezpiecznej odległości od starszej kobiety, zatrzymały się i wybuchnęły głośnym śmiechem.
- Wiesz kto to był, Marlena?
- Wydaje mi się, że to była Morgana Freeman, nauczycielka wróżbiarstwa.
- Wróżbiarstwa? - zdziwiła się Lily. - Skoro ona uczy wróżbiarstwa, to ja nigdy nie będę się go uczyć.
Marlena przytaknęła ochoczo.
- Lily, nie wiesz, gdzie mamy teraz iść?
Evansówna wzruszyła ramionami i rozejrzała się dookoła. Na błoniach znajdowało się teraz wielu uczniów, ale większość z nich była ze starszych klas. Już zaczynała tracić nadzieje, że nie zauważy żadnego pierwszaka, kiedy zaraz obok niej i Marleny przeszło dwóch chłopców: czarnowłosy w okularach rozmawiał o czymś z przejęciem z Syriuszem Blackiem, który rozglądał się ze znudzeniem po okolicy.
- Hej! Black! - krzyknęła Lily, dziękując sobie w duchu, że uważała na eliksirach w momencie, kiedy Slughorn rozmawiał z Syriuszem.
Czarnowłosy chłopak zatrzymał się, co też zrobił jego kolega w okularach, i spojrzał pytająco na Lily.
- Bo my, eee... chcemy dojść na lekcję latania, ale nie wiemy jak tam trafić. Wy wiecie?
- Jasne, chodźcie - powiedział z entuzjazmem chłopiec w okularach, a Lily uśmiechnęła się do niego miło, myśląc, że wydaje się on być całkiem sympatyczny.
*
- ...a teraz przełóżcie nogę przez trzonek swoich mioteł i odepchnijcie się nogami od ziemii.
Lily postanowiła wykonywać dokładnie polecenia Madam Hooch, dzięki czemu do tej pory wszystko, wiążące się z lataniem na miotle, szło jej bardzo dobrze. Teraz pozostawało najtrudniejsze, czyli samo latanie. Przełożyła nogę przez miotłę, chwyciła mocno trzonek i rzuciła ostatnie, przestraszone spojrzenie w stronę Marleny, po czym odbiła się nogami od ziemi i... jej miotła wywinęła koziołka w powietrzu, a Lily spadła z hukiem na trawę.
- Aua! Do stu diabłów, co za przeklęta miotła! - Lily usiadła na ziemi i ze łzami w oczach uderzyła pięściami o trawę. Jak ta miotła mogła jej zrobić coś takiego? I dlaczego wszyscy się na nią gapią, a Ślizgoni się śmieją?
- Panno Evans, nic się nie stało?
Lily spojrzała oburzona na nauczycielkę i dźwignęła się na nogi, by chwilę później znów leżeć na ziemi.
- Moja noga! - krzyknęła, zerkając w stronę swojej lewej nogi, która zdawała się puchnąć z każdą sekundą. - Chyba coś sobie zrobiłam w nogę...
*
- Lily, ile razy mam ci powtarzać, że historia magii nie jest na tyle ciekawym przedmiotem, by żałować, że nie mogłaś na nią pójść.
Marlena miała ochotę rwać sobie z głowy swoje ukochane złociste loki. Lily już od dobrej godziny męczyła ją o szczegółową relację z historii magii i nie chciała przyjąć do świadomości faktu, że to jest najnudniejszy przedmiot wykładany w Hogwarcie.
- Marleno, dla mnie żaden przedmiot nie jest nudny. Jak może być nudny, skoro nawet nigdy na nim nie byłam? Nie wiem jak wygląda historia magii, ale wydaje mi się, że musi być ciekawa, skoro uczy jej duch.
- Naprawdę tak uważasz? - Marlena spojrzała na chłopaka, który zadał to pytanie i zmusiła się, by nie jęknąć. Remus Lupin był chyba jedyną osobą, która uważała, kiedy profesor Binns prowadził swój nudny wykład. A Lily uśmiechała się szeroko i już po chwili rozmawiała z zainteresowaniem z Remusem.
Marlena westchnęła i pomyślała, że życie z rudowłosą Evansówną będzie naprawdę trudne, a następnie wstała i poszła pograć w eksplodującego durnia z Blackiem i Jamesem Potterem.
______
* Krokodylek pożyczony od Toroj (występuje on w Slytheriniadzie). A tak przy okazji: Siri Lestrange rządzi!
Morgana Freeman - jakby ktoś miał trudności z wyobrażeniem sobie nauczycielki wróżbiarstwa, to taki Morgan Freeman w spódnicy Uwielbiam tego aktora i nie mogłam się powstrzymać... Tak jakoś skojarzył mi się z wróżbiarstwem i tyle...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Viga
natchniony pisarz
Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Dark Valley
|
Wysłany: Pią 18:19, 16 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Ooo. Wreszcie pojedynek do oceny. No to zaczynamy.
TEKST A:
Pomysł:
2.25 / 5
Fabuła i akcja:
3 / 5
Styl:
2 / 5
Cytat: | praktyczna strona jej duszy strona |
[i]Powtórzenie.
Cytat: | Może, oprócz Irytka, bo ona na pewno wpuści cię w maliny. |
Literówka. Chyba, że Irytek jest rodzaju żeńskiego
Poza tym zauważyłam kilka błędów interpunkcyjnych.
Realizacja wyzwania:
2.5 / 5
Bez zastrzeżeń.
Ogólne wrażenie:
2.5 / 5
Tekst B:
Pomysł:
2.75 / 5
Fabuła i akcja:
2 / 5
Styl:
3 / 5
Kilka interpunkcyjnych, ale ogólem jest dobrze.
Realizacja wyzwania:
2.5 / 5
Choć muszę przyznać, ze Freeman mnie rozbroiła
Ogólne wrażenie:
2.5 / 5
Tekst A - 12.25
Tekst B - 12.75
Szanse były bardzo wyrównanie, oba teksty podobały mi się równie mocno, jednak w pewnych aspektach (kategoriach) jeden miał więcej, drugi mniej. Ale walka moim zdaniem wyrównana bardzo.
Pomyliłaś się przy ocenianiu. Te cytaty, które podałaś przy tekście B pochodzą z tekstu A - Len
Ups Faktycznie. Dziękuję za zauważenie. Już poprawiłam.
Ostatnio zmieniony przez Viga dnia Nie 15:13, 18 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Carona
zaprzyjaźniony z piórem
Dołączył: 13 Maj 2006
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Otwock
|
Wysłany: Nie 14:38, 18 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Ha! Znalazłam wywiad z Rowling, w którym mówi, że Lily Evans była Gryfonką! Wystarczy zajrzeć, tylko, ze niestety po angielsku. [link widoczny dla zalogowanych]
A ocenę napiszę później.
|
|
Powrót do góry |
|
|
szlachcianka
utalentowany geniusz
Dołączył: 24 Sty 2006
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Grójec!
|
Wysłany: Pon 21:37, 19 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Dobra, moja pierwsza ocena. Więc:
POMYSŁ:
Tekst A - 3/5
Tekst B - 2/5
(Tekst B jednak za bardzo przypomina pierwszą część HP)
FABUŁA I AKCJA:
Tekst A - 2.5/5
Tekst B - 2.5/5
(Porównywalnie, chociaż... może trochę więcej dzieje się w tekście B?)
STYL:
Tekst A - 2.5/5
Tekst B - 2.5/5
REALIZACJA:
Tekst A - 2.5/5
Tekst B - 2.5/5
OGÓLNE WRAŻENIE:
Tekst A - 3/5
Tekst B - 2/5
(Tu ocena jest dość subiektywna. Tekst A był po prostu... inny. Mi podobał się bardziej.)
PODSUMOWANIE:
Tekst A - 13.5
tekst B - 11.5
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pastela
Gość
|
Wysłany: Wto 22:19, 20 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Pomysł:
Tekst A - 3
Tekst B - 2
Fabuła i akcja:
Tekst A - 2
Tekst B - 3
Styl:
Tekst A - 2,8
Tekst B - 2,2
Realizacja:
Tekst A - 2
Tekst B - 3
Ogólne wrażenie:
Tekst A - 1,85
Tekst B - 3,15
Oba teksty są dobre, ale ten drugi jest trochę ciekawszy. I mi się właśnie wydaje, że to ten pierwszy przypomina 1 dzień w HPI.
|
|
Powrót do góry |
|
|
riel
moderatorka rozkojarzona
Dołączył: 21 Mar 2006
Posty: 851
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: paradise city.
|
Wysłany: Sob 14:47, 12 Sie 2006 Temat postu: WYNIKI |
|
|
Chyba czas już zakończyć ten pojedynek. Cóż, po dokładnym podliczeniu punktów mam zaczyt ogłosić wyniki pojedynku:
TEKST A - LEN - 37,4 pkt
TEKST B - KASEY - 37,6 pkt
W związgu z tym, przewagą 0,2 pkt wygrywa KASEY! Pojedynek był niezwykle wyrównany i obu użytkownikom gratuluję prac.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|