Forum Słowo Pisane Strona Główna

Braterstwo krwi

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Słowo Pisane Strona Główna -> Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ivanka
wszędobylski


Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z zaświatów

PostWysłany: Wto 18:22, 04 Kwi 2006    Temat postu: Braterstwo krwi

Tak sobie to nazwę... Publikuję to opowiadanie jeszcze chyba na dwóch innych forach... Takie inne spojrzenie na świat Very Happy

Rozdział I
Cztery duchy


Czym jest pustka?
Gdyby spytać o to cztery duchy żywiołów z pewnością odparłyby, że pustka jest wszędzie dokoła. Nie ma nic, a nic to pustka.
Któż ich o to spytał? Same nie wpadły na pomysł stworzenia świata. Ktoś im tę myśl podsunął, ktoś podpowiedział, ale zarzekały się, ze to ich własne dzieło.
Kiedyś, gdy jeszcze były niedojrzałe, krnąbrne i nieposłuszne, spierały się, które z nich posiada największą moc. Później, gdy ich stwórca, jedyny i największy pan zginął, zrozumiały, że zostały same i muszą żyć w zgodzie.
Nazywały go swoim ojcem, bądź Najważniejszym. Były jego tworami, a więc musiały być posłuszne. Zrozpaczone obserwowały, jak jego oczy powoli gasną, a ciało rozpływa się w nicości. Pewnego dnia zniknął, niepostrzeżenie wtopił się w pustkę.
- Jest bardzo źle. W naszym świecie pojawił się czas. Trzeba coś z nim zrobić – to właśnie najmądrzejszy z czterech odgadł przyczynę śmierci ojca. Najważniejszy nazywał go imieniem Astah. Astah był wysoki i niezwykle poważny. Jego skóra miała szarawy odcień, dłonie były szorstkie i suche, oczy zielone. Miał w sobie jednak ciepło i miłość, ale była to zaledwie namiastka, bo prawdziwego ciepła i miłości jeszcze nie było.
- Podarujmy komuś czas. Niech czyni z nim co chce – pełna ciepła i niezwykle uczuciowa Aknilewe o pięknej, złoto-brązowej cerze, żółtych oczach i płomienno rudych włosach, była dokładnym przeciwieństwem brata. Zawsze miała szczególne miejsce w sercu ojca. Wzrostem dorównywała Astahowi, wśród rodzeństwa uchodziła za piękną, lecz niebezpieczną. Nie czyniła jednak zła.
- Niech się dzieje co ma się dziać. Aczkolwiek...przecież czas nie przeminie... – niezwykle łagodny i spokojny Alarin zawsze zdawał się na laskę innych. Trochę odstawał od reszty, ale nie lubił samotności. Niezbyt wysoki, jasnowłosy, o gładkiej skórze i niezwykle miękkich przeklenstwo uchodził za słabeusza. Miał w sobie jednak siłę, którą to dorównywał reszcie.
- Skąd się wziął czas? Jak się go pozbyć? Co z nim zrobić? – zawsze skłonna do pytań, na które nikt nie znał odpowiedzi Aina uchodziła za głupiutką i nierozumną. Najważniejszy zawsze traktował ją wyrozumiale, albowiem mała miałą głowę pełną marzeń. Jasnowłosa jak Alarin, niebieskooka, wiecznie roześmiana.
Wtem rozległ się głos, głos niezwykle miły i przyjemny dla ucha.
- Świat... Stworzenie...
Do końca przekonane były, ze wypowiedziało to któreś z nich. Nigdy nie wierzyły w istnienie zła, a raczej piątego ducha. Czy Najważniejszy mógł stworzyć jeszcze jedno dziecię, nie mówiąc im nic o tym? Nie, niemożliwe.
Ze świadomością swych możliwości postanowiły utworzyć nowość i zniszczyć pustkę. Lecz nie całkowicie – postanowiły.
Każde z nich zajęło się czym innym. Tworzyły i tworzyły, bez wytchnienia, bez odpoczynku. Potem zebrały się wspólnie i oceniły rezultat pracy.
- Cóż to jest? – spytał Alarin wskazując ogromną jaskrawą kulę podobną do oczy Aknilewe. – Cóż stworzyłaś, siostro?
- Ono ogrzeje wszystko, co znajdzie się w pobliżu. – odparła z dumą. – Da życie temu, co będzie żyło. Im też podarujemy czas.
- A stąpać będą po ziemi – dodał Astah. – Ale... cóż to? Cóż to unosi się nad nami? Aino! Aino, przybądź do nas!
Radosna jak zawsze Aina stanęła u boku rodzeństwa, nie zważając na ich zagniewane miny.
- Cóż to powstało z twej ręki? Cóż ty stworzyłaś? Co to za życie?
Aina podniosła radośnie głowę.
- To jedynie bezrozumne istoty... Nie myślą, nie zrobią nikomu krzywdy...
- Cóż to? – wykrzyknął zgorszony Astah. – One mają coś, co pozwala im się unosić! Jak to się dzieje?
- Powiedziałeś, ze musimy zniszczyć pustkę, więc wypełniłam ją powietrzem.
- Zniszcz te stworzenia – odparła Aknilewe. – One nie oprą się temu, co ja stworzyłam. Nie osłonią się przed ogniem. Podobnie te rośliny, które powołałeś do życia, bracie.
- Lecz moje dzieło pokona twój ogień – szepnął Alarin.
W milczeniu podziwiali swoje wytwory. Pomimo przedziwnych stworzeń, które Aina nazywała ptakami, cała kraina wydawała się pusta. Rodzeństwo poddało się namowom siostry i zapełniło świat innymi, bezrozumnymi stworami.
- Aknilewe, to nie jest dobry pomysł – Astah spoglądał nieufnie na ogromne, zionące ogniem zwierzę, które kołysało się na tylnych łapach. Aknilewe z żalem jednym ruchem ręki unicestwiła je, w myślach zapisując sobie, żeby pamięć o nim tkwiła w umysłach innych.
- Stwórzmy jednak coś, co będzie panować nad nimi – Alarin wpatrywał się w błękitną toń wody.
- Człowiek – szepnęła Aina i nagle świat zatrzymał się w miejscu. Jakby wszystko po kolei, wszystkie drzewa i kwiaty Astaha, słonce Aknilewe, ptaki Ainy i woda Alarina powtarzały „człowiek...człowiek...”. wszystko co powstało naprężyło się w oczekiwaniu na powstanie rozumnej istoty.
- Niech powstanie z ziemi - szepnął Astah.
- Nie! Będzie zbyt kruchy – odparła Aina.
- A więc niech ma postać stałą. – zgodził się Astah.
- Musi mieć w sobie odrobinę wody – podsunął Alarin.
- A ogień? – oczy Aknilewe zabłysły.
- Zbyt niebezpieczny.
- A wiec niech ma serce gorące i niech posiada zdolność kochania.
- I coś, co pozwoli mu znajdować się tam gdzie chce, lecz we własnych myślach. Wyobraźnia – odparła z uwielbieniem Aina.
- Niech ma zdolność myślenia – Astah uśmiechnął się do siostry.
- Silna wola i chęć przetrwania – dodał Alarin.
- Uczucia... Gniew, złość, nienawiść – Aknilewe na moment umilkła pod wpływem zaciętych min rodzeństwa. – Ale także szczęście, radość i spokój...
- Wolność! – Aina podskoczyła w górę. – Musi być wolny, bo wolność jest najpiękniejsza.
- Zostawmy go tutaj, niech się nauczy życia. – powiedział na koniec Astah, lecz Aknilewe powstrzymała go.
- Poczekaj! Podaruj mu czas, określony czas na ziemi. I stwórz mu podobnego, lecz innego, by mógł się rozmnożyć. I imię...
- Niech się nazywa podobnie do nas – poprosiła Aina.
- Adam – odparł Astah. – Adamie, od dzisiaj żyjesz...

__

I jakie odczucia? Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
szlachcianka
utalentowany geniusz


Dołączył: 24 Sty 2006
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grójec!

PostWysłany: Nie 10:55, 30 Kwi 2006    Temat postu:

Powołanie człowieka do życia... zresztą nie tylko człowieka... . Tak, to mi się podoba. W opowiadaniu nawiązujesz do opisu biblijnego, ale jednocześnie jest ono zupełnie inne... . Ciekawe, jak rozwinie się akcja.
PS: na początku wystraszyłam się, że to kolejne tasiemcowe fantasy. Zaskoczyłaś mnie. Pozyztywnie Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bastet
mistrz pióra


Dołączył: 29 Kwi 2006
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 16:56, 09 Maj 2006    Temat postu:

Ogólnie mi sie podoba, ale jakoś... No...
Przyzwycziłam się do fantasy.

Ostrzegam, że wypowiedzi, które nic nie wnoszą do dyskusji i są bardzo krótkie będę kasować - riel
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ivanka
wszędobylski


Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z zaświatów

PostWysłany: Wto 14:53, 06 Cze 2006    Temat postu:

Rozdział II
Adam i Ewa


- On jest samotny.
Aknilewe patrzyła smutnym wzrokiem na Adama, który siedział na trawie i rozglądał się dokoła. Na jego twarzy malowała się mieszanka uczuć, z którymi nie mógł sobie poradzić. Nie umiał jeszcze nad nimi panować. W jednej chwili przeważały nad nim cechy podarowane przez Aknilewe – stawał się wściekły i żądny zniszczenia, następnie jego dusza uspokajała się i wtedy bardzo przypominał Alarina. Siadał nad brzegiem rzeki i wpatrywał się w wodę z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Ogień w jego duszy, który mu podarowałam nie znajduje ujścia. Podaruj mu towarzysza, inaczej Adam spłonie i zamieni się w proch. – Aknilewe zwróciła się do najmądrzejszego brata.
- Zapełnijmy ziemię ludźmi – podsunął Alarin. – Podobnymi nam. Niech będą tam i kobiety i mężczyźni, aby mogli się rozmnażać i zaludnić tę krainę.
- Każdemu nadam imię! – Aina okręciła się wokoło z radości. – Najważniejszy byłby z nas dumny.
- Tak... – potwierdził w zamyśleniu Astah.
Rozeszli się w swoje strony. Aina poszybowała w przestworza, by doglądać swe ukochane ptaki. Alarin wtopił się w morskie fale i popłynął z prądem, daleko, w morską toń. Astah już miał zamiar sprawdzić, czy na zaśnieżonych szczytach gór mogą wyrosnąć jakieś kwiaty, kiedy dostrzegł, że Aknilewe nie ruszyła się ze swego miejsca i ciągle wpatruje się w jedynego człowieka.
- Aknilewe... – drgnęła i spojrzała na brata. – Co cię trapi?
- Zazdrość – szepnęła z bólem w sercu. – Znajdzie sobie kogoś, kogo pokocha z tych, które stworzymy... A my...? Pozostaniemy samotni?
- Siostro, nie zaprzątaj sobie tym głowy – rozgniewał się Astah. – Nie naszą wolą o tym decydować. My musimy jedynie czuwać nad wszystkim co żyje i co dojrzewa. Poza tym... Każde z nas powołało coś do życia, jedynie ty nadal nic nie robisz. Zadowoliłaś się tą wielką ognistą kulą.
- Stworzyłam miłość, a ona przewyższa wszystko co istnieje.
- Nie masz racji. Jak coś, co nie ma stałej postaci, może górować nad naszym światem?
Pomimo upomnień Astaha, płomień w duszy Aknilewe wzmagał się i dojrzewał z każdym upływającym dniem. Mianem tym nazywano system zgodny z wędrówką słońca i przeciwstawnego mu księżyca, stworzonego przez Astaha, aby gdy ziemie okrywa ciemność, niebo nie było równie puste i samotne.
Praca nad ludźmi dobiegła końca. Kobiet było tyle samo ile powstało mężczyzn, aby żadne z ludzkich istot nie czuło się pokrzywdzone. Rodzeństwo z zaciekawieniem obserwowało pierwsze spotkanie żywych istot. Poznawali się powoli. Najpierw nieufnie do siebie podchodzili, potem oglądali się ze wszystkich stron. Porównywali się nawzajem. W końcu chcieli dotknąć drugiej osoby. Adam, szczęśliwy jak nigdy, badał uważnie twarz pierwszej kobiety, jaką widział w swoim życiu.
- Jak ona się zwie? – spytał któregoś dnia Alarin. – Adam wyraźnie darzy uczuciem te istotę.
- Nazwałam ją Ewa – odparła radośnie Aina.
Spojrzeli po sobie z niepewnością.
- Ewa? – odważyła się spytać Aknilewe. – To imię jest tak różne od naszych.
- Może to i dobrze – zadumał się Astah. – Każde z nich powinno być inne, inaczej rozgorzeje w nich nienawiść. Złe to uczucie w nich tchnęłaś, siostro.
- Musimy ich nauczyć panowania nad emocjami – odparł rozsądnie Alarin.
- Niech sami do tego dojdą – rozgniewała się Aknilewe. – Nie możemy wszystkiego robić za nich!
Martwili się o nią. Nigdy nie była tak jak oni ucieleśnieniem dobra. Stała na pograniczu, przeskakując z jednej strony na drugą. Miała burzliwą naturę – a może sama była naturą? Zawsze znała granicę – a raczej znała ją, gdy istniał Najważniejszy. A teraz? Była jak te dzikie zwierzęta, stworzone przez Astaha, niebezpieczne, lecz piękne.
- Czy wolno nam dopuścić do ich zbliżenia? – spytała Aina, obserwując z zaciekawieniem Adama i Ewę.
- Chodź, Aino, zostawmy ich samych – odparł szybko Astah, zabierając Ainę z dala od mieszkań ludzi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Słowo Pisane Strona Główna -> Proza Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin