Forum Słowo Pisane Strona Główna

Rusałka [Z]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Słowo Pisane Strona Główna -> Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Viga
natchniony pisarz


Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dark Valley

PostWysłany: Pią 22:13, 16 Mar 2007    Temat postu: Rusałka [Z]

Od-autorskie:
Tekst pojedynkowy na [link widoczny dla zalogowanych].
Nigdzie dotąd [poza pojedynkiem, naturalnie Razz ] nie był publikowany.
A oto kryteria pojedynku:
Kategoria: fantasy;
Tytuł "Rusałka" ;
Temat: dowolny;
Forma: opowiadanie fantasy, długość dowolna;
Dodatkowe: większa część akcji opowiadania musi rozgrywać się na wodzie lub w wodzie (rzeka, jezioro, morze... Ale nie basen ) ;

No, zapraszam do czytania.

***

Dedykuję przeciwnej stronie. - W tym wypadku - koledze Takarisowi xD

Jaskrawe barwy wschodzącego słońca odbijały się od toni jeziora. Niebo powoli stawało się przejrzyście błękitne. Trawa na łąkach zieleniła się, a kwiaty nieśmiało otwierały swe pąki, jakby w obawie przed intruzem, który mógłby zakłócić ich idealny spokój i harmonię. Świeża, poranna rosa wstępowała na roślinność, sprawiając, że zielone listki wyglądały niby oszklone. Ptaki w gniazdach dopiero budziły się ze snu i rozpoczynały swe codzienne trele. Maleńkie zwierzątka licznie wylegały ze swych norek, aby choć przez chwilę rozkoszować się świeżym powietrzem i ciepłem poranka.
Dokładnie, gdy na gałęzi płaczącej wierzby usiadł niewielki słowik, tafla przejrzystej wody zabulgotała. Z chwilą, kiedy stworzonko rozpoczęło swą przecudną, nieznaną nikomu pieśń, całe jezioro spieniło się, a nad jego powierzchnią poczęła ukazywać się delikatna mgiełka. Okoliczni mieszkańcy zamarli w bezruchu, oczekując dalszego biegu wydarzeń.
W samym centrum jeziora coś się pojawiło. Niezidentyfikowany bliżej kształt wyłonił się z toni wodnej. Wyglądał niby sen - przezroczysty, utkany przez magię i naturę. A gdy się poruszył, nie latał, nie upadł - płynął, dotykając lekko powierzchni.
Zbliżywszy się do brzegu, przybrał właściwy wygląd. A była to kobieta - istota o zwiewnej, lekko falującej sukni, delikatnych niby drobne niteczki włosach i całym ciele niemal przezroczystym. Mimo swego dziwnego, niemal fantastycznego wyglądu - była przepiękna, ze świecą szukać takiej drugiej.
Jej drobne stopy dotknęły trawy i niezwykła istota jak najzwyklejszy człowiek podeszła do ogromnego, starego dębu. Maleńką dłonią zastukała kilkukrotnie w korę i czekała. Po chwili stało się coś anormalnego: pień rozstąpił się, ukazując sylwetkę wysokiego, dobrze zbudowanego człekokształtnego stworzenia. Nieznajomy odziany był w długie, zielone szaty, a jego uszy zdawały się nieco szpiczaste.
- Witaj, Aquo, nimfo jeziorna - przemówił.
Kobieta obdarzyła go delikatnym, lecz zarazem smutnym uśmiechem.
- Pozdrawiam cię, Nar.
- Czemu mam przypisać zaszczyt twoich odwiedzin w ciągu dnia?
- Obawiam się o Salmakis. Jest młoda, niedoświadczona. A za wszelką cenę pragnie powrotu do swego dawnego życia.
Elf - bowiem on rozmawiał z rusałką - pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Ja natomiast obawiam się, że zechce uczynić wszystko, aby to zrobić. Nie martwmy się jednak przedwcześnie, pani jeziorna. Nie zdoła przekroczyć granicy.

*

Świetlisty księżyc był już wysoko na granatowym niebie, gdy powierzchnia jeziora zabulgotała. Po chwili z wody wyskoczyła niewysoka, zgrabna postać. Jej długie, piękne włosy falowały delikatnie, kiedy podskakiwała i tańczyła.
Stan ten trwał może kilka godzin, gdy nagle istota zatrzymała się. Jej nieskazitelnie piękne oblicze zwróciło się w dal, ku lasom i polom, a z bladych, ale pełnych ust wyrwał się jęk rozczarowania.
- A ja chcę - powiedziała cichusieńko do siebie. - Chcę wrócić.
Przymknęła oczy, próbując przypomnieć sobie wieczór, kiedy TO się stało. Mogłaby próbować, męczyć się i drążyć temat - bezskutecznie. W tym jednym wypadku w jej umyśle rodziła się straszliwa czarna dziura, która sprawiała, że rusałka nie potrafiła nawet w kilku obrazach określić swej przeszłości. Zupełnie, jakby życie, które niegdyś wiodła, zostało z niej wyciągnięte, a rozum poddano stopniowemu zatraceniu.
I była tylko jedna rzecz, która nigdy nie uciekała z jej myśli. Maleńka cząstka czegoś, co jak sądziła, dawniej było ważne. Rodzina, przyjaciele... Nie wiedziała, czy ich kiedykolwiek posiadała. Nie miała pojęcia, czy urodziła się nędzarką, czy też królewną. I dobrze rozumiała, że nawet liczne prośby nie skłonią Aquy do powiedzenia prawdy.
Pamiętała postać. Wysoką, prawdopodobnie płci męskiej. Człowieka. Lecz kim był? Dokąd zmierzał, skąd się znali? Nie umiała odpowiedzieć na tak proste pytania. Jednego była pewna: to ważna istota, kochająca i pomocna. Lecz gdzie szukać? Kiedy piękna Salmakis zadawała sobie to pytanie, w jej sercu na nowo pojawiał się smutek. Właśnie: gdzie?
I w takich właśnie chwilach potrafiła śpiewać.
- I znów słychać kochanków piosenkę
Ktoś w niej żegna się, bierze za rękę
Ktoś odchodzi na palcach, zawraca
Potem ma wrócić, nie wraca
Potem ma pisać, lecz zwleka
I ma czekać, lecz się nie doczeka

Jej piękny głos niósł się echem po okolicy, a każde słowo piosenki zdawało się żyć własnym życiem. Nocne sowy przysiadały na gałęziach drzew, a niektóre spośród dziennych stworzeń, wychylały swe mordki na powietrze, mimo iż pora była nie najlepsza ku temu. Bo zaiste piękniejszej i smutniejszej piosenki nie słyszano...

*

Zdarzyło się razu pewnego, że pieśń tę usłyszał wędrowny grajek. Niby przypadkiem, szedł bowiem do nocnej gospody. A że nigdy wcześniej nie miał do czynienia z tak piękną melodią - bez wahania zbliżył się do jeziora. Wtenczas ujrzał zjawisko, które go niezwykle oczarowało. Bo oto nad brzegiem wody tańcowała młoda dziewczyna; piękna, w sukni zwiewnej. Właśnie z jej ust płynęły słowa piosnki - tak smutnej, a zarazem niosącej nadzieję.
Zdumiał się wielce grajek, lecz nie ujawnił swej obecności.
W ciągu kilku następnych dni skomponował utwór, który tak trafił ludziom do serc, iż od rana do wieczora o niczym innym się po wsiach i miastach nie słyszało. A grajek tworzył melodię o dziewczynie - istocie piękniejszej niż wszelkie cuda tego świata, i o pieśni tak poruszającej jego serce, że niemal żywej.
Lecz natura rządzi się swoimi prawami. Zewsząd można spotkać się z wrogiem, dobić przyjaciela, czy też nieświadomie dać usłyszeć coś, czego się nie miało na względzie. Szpiedzy żyją i patrzą. A którz może mieć ich więcej, niż Matka Ziemia?
Ereg z dumą mógł powiedzieć, że jest jednym z najwłaściwszych elfów na swoim stanowisku. Nikt tak jak on nie potrafił wywęszyć ciekawostek w świecie ludzi. Pojawiał się wszędzie tam, gdzie działo się coś interesującego. Był jak czarny kot - niezauważalny, a jednak sprytny, cichy, drapieżny. Nic więc dziwnego w tym, że doszły go słuchy o utworze grajka.
Nic dziwnego, że pierwszą istotą, do jakiej popędził z zaskakującymi nowinami, był sam Nar. Nic dziwnego, że Nar zdecydował się powiadomić o wszystkim Aquę. Nic dziwnego, że na porę rozmowy wybrał właśnie noc.

*

- Wyzywałeś mnie, Nar? - Piękna nimfa zbliżyła się do wielkiego, prastarego dębu.
Elf stał oparty o pień. Strugał właśnie kolejną strzałę, godną wystrzelenia z łuku. Gdy Aqua podeszła, przerwał swe zajęcie i spojrzał na rusałkę.
- Nie ucieszy cię to, czego dowiedział się za dnia Ereg – stwierdził na wstępie. - W całej okolicy, a zwłaszcza w miastach i licznych ludzkich osadach, huczy od zawrotnej kariery muzycznej pewnego grajka.
Aqua zaśmiała się.
- Doprawdy, Nar – spojrzała na niego z rozbawieniem – czy elfy i rusałki powinny interesować się plotkami, jakie krążą po ludzkich okolicach?
- To nie są plotki – zauważył cicho.
- A więc niech to będą fakty. Czy są naszą sprawą? Wiążą się z nami?
- W ścisłym znaczeniu, niestety. Bowiem owy grajek śpiewa pieśń o rusałce. Jak należy przypuszczać – twojej rusałce Salmakis. Wysławia wdzięki młodej dziewczyny, która tak mocno podbiła jego serce swym śpiewem nad JEZIOREM. Tym jeziorem.
Aqua nie odpowiedziała. Jej twarz nadal miała obojętny wyraz, lecz tym razem jakby chłodniejszy, matowy, bardziej oficjalny.
Głucha cisza zaległa na kilka minut. Nawet nocni łowcy – sowy – nie zakłócali spokoju okolicy, jakby rozumieli powagę chwili. I kiedy wreszcie wydawało się, że nikt już słowa nie wypowie, Aqua uniosła na powrót swą głowę.
- A więc pomówię z nią – powiedziała. - Przekonam do swych racji.
Nar westchnął.
- Obawiam się, że za późno już na to, pani jeziorna – zauważył. - Teraz, gdy ludzie znają już miejsce pobytu rusałek, mogą zechcieć bliżej je wybadać. Pazerność i gruboskórność tych istot potrafi być większa, niż najgorszy atak drapieżcy.
- Nie mogę opuścić jeziora – posmutniała. - Jeśli ono zginie – umrę razem z nim. Tak nakazuje niepisany zwyczaj i przeznaczenie. Nic nie poradzimy.
- A gdy się zjawią, będzie krew, nimfo – przerwał jej Elf. - Krew, smutek i ból. Bowiem nie oszczędzą nikogo, jeśli tylko uznają nas za użytecznych. Zginę wraz z moim dębem, jeśli zajdzie taka konieczność. Ty stracisz swój żywot z chwilą unicestwienia przez nich jeziora. Lecz co uczynią z Salmakis?
- Zginie ze mną. Wszak też mieszka w tym miejscu.
- Owszem, lecz nie jest z nim aż tak silnie związana. Wysłuchaj mojej rady i odpraw ją czym prędzej.
- Uczynię jak radzisz, Nar.

*

Salmakis obserwowała z ukrycia ludzi spacerujących wśród światła nocnych latarni. Z niewiadomych powodów uważała te istoty za zabawne, choć sama niegdyś była jedną z nich.
Jej uwagę przykuł młodzieniec stojący nieopodal gospody. Był wysoki, dobrze zbudowany. Ciemne włosy falowały lekko na wietrze, a brązowa peleryna, którą się otulał, ciągnęła się po ziemi. Rusałce wydało się, że już spotkała tego człowieka, lecz za nic w świecie nie mogła sobie przypomnieć gdzie to było. Spoglądając w jego jasno-niebieskie oczy, czuła jakby choć przez chwilę znajdowała się w domu – miejscu, gdzie za wszelką cenę pragnęła wrócić.
Drzwi do gospody otworzyły się i stanął w nich niski, korpulentny starzec. Jego siwe włosy były rozczochrane, a ubiór straszliwie wymiętoszony. Rozejrzał się powoli i kiedy dostrzegł stojącego dalej młodzieńca, bez wahania do niego podszedł. A chód miał dziwny – z lekka się zataczał, człapał niezgrabnie, ciężko i wydawało się, że lada chwila upadnie.
Salmakis doszła do iście zdumiewającego odkrycia: ten człowiek był pijany.
- Warrenie, mój drogi, jak to dobrze widzieć cię tutaj! - wybełkotał starzec, uczepiwszy się ramienia chłopaka. - Zaprowadź mnie do domu...
Młody mężczyzna westchnął i kiwną głową. Pochwycił pijanego za rękę i pomógł mu iść. Szli wzdłuż drogi prowadzącej do wyjścia z wioski. Salmakis, zaciekawiona nieznajomymi, kroczyła za nimi, choć w oddaleniu, skryta za drzewami leśnymi. Obaj mężczyźni zatrzymali się wreszcie przy niewielkiej, drewnianej chatce. Rusałka z zainteresowaniem lustrowała obejście i, stwierdziwszy, że nie ma tutaj nic istotnego, zwróciła swą uwagę ponownie na intrygującego ją młodzieńca.
Ten zaś podszedł do niewielkich drzwi wejściowych i zapukał delikatnie. Po chwili otworzyły się one, a ze środka wyszła chuda, wysoka kobieta w ubrudzonej sukni i chuście na głowie. Uśmiechnęła się lekko do Warrena, lecz zaraz jej wzrok padł na upitego człowieka. Zasmuciła się wówczas i pokręciła z dezaprobatą głową.
- Znów piłeś, Wilhelmie? - spytała z wyrzutem. - Komu próbujesz zrobić na złość? Nam, sobie, światu, czy też JEJ, gdziekolwiek jest?
- Niech pan świeci nad duszyczką naszej Chloe - przytaknął szybko starzec.
- Chodź. - Kobieta wprowadziła go do domu. Zamykając drzwi, spojrzała po raz ostatni na młodego Warrena. - Dziękuję ci za wszystko, mój mały.
- To drobiazg. - Wzruszył ramionami.
- Warrenie...? Ja wiem, że ty.. ona...
- To już nie ma znaczenia - zapewnił, ale w jego oczach pojawił się ostrzegawczy błysk.
Kobiecina zmieszała się i odchrząknęła.
- No tak - mruknęła. - Więc... do zobaczenia.
- Do widzenia.
Salmakis spoglądała przez chwilę, jak Warren odwraca się i rusza w drogę powrotną. Z niechęcią ona również zawróciła - ku jeziorku.

*

- Aquo, ja...
- Powinnaś być rozważniejsza, Salmakis. Twoja naiwność sprowadziła na nas nieszczęście.
- Przepraszam, Aquo.
- Twoje przeprosiny niczego nie zmienią.
- Wiem, pani jeziorna. Ale... przepraszam.

*

Salmakis wypływała wieczorami z jeziora z dziwnym przeświadczeniem, że zbliża się Armagedon. Apokalipsa - jak kto woli. Uczucie pustki i beznadziejności udzielało jej się przez ostanie dni, a im dłużej ludzie nie nadchodzili, tym większy lęk przed nimi czuła. Nie miała pojęcia, jakież to straszliwe tortury zgotują rusałkom te istoty, ale była niemalże pewna, że żadna z nich - ani ona, ani Aqua - tego nie przeżyją.
Każdej nocy siadywała na jednym z kamieni i śpiewała. Taniec zakończył swe działanie - nie miał już tak samo uzdrawiającej mocy, jak niegdyś. Podskakiwanie i śmiech kojarzyły się rusałce z czymś tak odległym, że niemal niemożliwym.
W dodatku zaczynała coraz częściej myśleć o tym nieznajomym chłopcu, którego spotkała w wiosce. O młodzieńcu, który prowadził pijanego człowieka do domu... Nie rozumiała plątaniny i natłoku swych rozmyślań, lecz im bardziej się w to wszystko zagłębiała, tym mocniej i intensywniej odczuwała bezsens, niemoc, własną bezwartościowość.

Wszystko razem oczadziałe, śpiew
Nie pamiętasz, do prawdy nie wiesz
Tylko odgłos melodii dalekiej, oczadziałej
Rozwianej na wieki.
I ten szept co do ucha się skłania
I powtarza jak można najprościej

Nie ma, nie ma prawdziwej miłości,
bez rozstania


*

Posłyszała trzask. Jej serce biło jak oszalałe, niemal wyskakując z piersi.* Ból wydawał się nie do zniesienia. Całe ciało paliło się niemal żywym ogniem; ogniem o tyle gorszym, gdyż stworzonym z najprawdziwszej wody. Widziała błękitne płomienie niemal pożerające żywcem jej współtowarzyszkę. Gdyby mogła i potrafiła płakać - w tej chwili zapewne wyłaby z rozpaczy.
Lecz psychicznie czuła rozczarowanie. Brak zrozumienia. Obojętność na wszystko, co działo się wokół.
"Niech to już minie!" - myślała gorączkowo.
Jak na złość - nic się nie zmieniało. Nic, poza faktem, że ciało bolało coraz bardziej, a jęzory ognia stawały się jeszcze większe.
I nagle poczuła chłód. Zimne, nocne powietrze stłumiło ból spowodowany przez płomienie. Rusałka uchyliła lekko oczy. Być może, gdyby była bardziej świadoma, a sytuacja nie wyglądała tak beznadziejnie, dziewczyna zrozumiałaby, gdzie jest.
Lecz teraz dostrzegła jedynie zarysy, sylwetki postaci, których nigdy w życiu nie widywała. A może widywała, ale już nie pamięta? Zresztą, jakie to miało w tej chwili znaczenie? Wiedziała, że umiera. Czuła wszechogarniającą niemoc. Niegdyś modliła się o śmierć. Niegdyś błagała wszelkie nieziemskie i ziemskie siły, aby dopomogły jej w ostatniej wędrówce... Ale rzeczywistość nijak ma się nieraz do wyobraźni. Bo nie tak miała umierać...
Chciała przestać żyć, lecz przy pełnym księżycu. Wypłynąwszy na powierzchnię, postawiwszy stopy na gołej ziemi. Umrzeć jak ludzka istota - na twardym gruncie, choć bez rodziny. Ale nie tutaj. Nie teraz. Nie jak zwierzę, które należy zniszczyć. Nie jak ogromne zagrożenie.
Coś chłodnego dotknęło jej policzka. W oddali ktoś załkał żałośnie. W innym miejscu krzyczała jakaś kobieta. Zaraz... kobieta? Czy to nie ta sama, która witała męża - pijaka? Salmakis próbowała unieść głowę, aby ujrzeć twarz tej nieznajomej, lecz nie udało się. Ból powoli stępiał zmysły, a świadomość zbliżającego się kresu wyrzuciła wszelkie siły z ciała rusałki.
- Biedna, biedna istota - usłyszała szept.
Kątem oka dostrzegła człowieka, który gładził ją dłonią po policzku. Jego nie parzył wodny ogień. On bez przeszkód mógł dotknąć wodnej nimfy i spoglądać na jej cierpienie, ból, śmierć. Choć w niczym mu nie zawiniła. Poza tym, że w ogóle istniała.
Rozpoznała go od razu. To był ten sam młodzieniec, który stał TAMTEGO wieczoru pod gospodą. Wyglądał niemal tak samo, jak wówczas. Jednak tym razem bez problemu mogła dostrzec smutek i rozpacz w jego pięknych oczach, i łzy płynące po twarzy.
- Moja biedna, biedna Chloe - przemówił ponownie.
Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. W ciągu sekundy zrozumiała, co miał na myśli. Pojęła.
Gdzieś tam w oddali zieleniły się krzewy dzikich jeżyn, które niegdyś tak uwielbiała. Na pagórku za lasem stał drewniany dom, który kiedyś tak kochała. W jednym z niewielkich pokoików bawił się mały chłopczyk, za którego dawniej oddałaby życie. Nieopodal stała kobieta, która wylewała gorzkie łzy. Wśród otaczającego tłumu znajdował się mężczyzna, który w przeszłości często ją przytulał. I to wszystko miało odejść. Zniknąć, rozpaść się.
Gdzieś niedaleko wyczuła obecność Erega i Nara. Czy to oznaczało, że leżała nad jeziorem? Nie mogła tego sprawdzić. W myślach słyszała słowa rozczarowania płynące od obu elfów. Oczami duszy widziała konającą Aquę...
A przecież nie tego chciała. Nie tego.
Spojrzała po raz ostatni w oczy Warrena - tego samego, którego niegdyś tak wielbiła.
- Przepraszam - wydukała.
A później strawiły ją płomienie.

*

Młoda dziewczyna obudziła się z krzykiem w środku nocy. W oka mgnieniu usiadła na łóżku i ukryła twarz w dłoniach. "To tylko sen, tylko sen" - powtarzała sobie. Z pokoju obok doleciało ja pochrapywanie ojca. Westchnęła i uniosła głowę. Pomieszczenie, w którym się znajdowała, nie było duże, ale w sam raz na potrzeby nastoletniej dziewczynki.
Mimowolnie jej wzrok powędrował w stronę okna. "Księżyc w pełni" - pomyślała, widząc jasno świecącą kulę.
Ponownie się położyła. Jej powieki długo nie potrafiły się zamknąć, a gdy wreszcie to uczyniły, dziewczyna zapadła w błogi sen.
I nie zbudziła jej nawet otwierająca się powoli okiennica, czy wskakujący do środka wysoki osobnik o szpiczastych uszach.
Bo to był przecież tylko sen...

Ile trzeba wycierpieć i wyśnić
Żeby taką melodię wymyślić
Ile trzeba utracić, porzucić,
By po latach spokojnie ją nucić
I powtarzać w ciemności te słowa
Kiedy się pierwsza gwiazda odsłania

Nie ma, nie ma prawdziwej miłości
bez rozstania **



__________________________

* - Na potrzeby opowiadania uznaję, że rusałka miała wszelkie ludzkie odruchy, narządy, etc. W końcu kiedyś była człowiekiem.

** - Piwnica pod baranami "Pieśń kochanków".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gryfica
mistrz pióra


Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z poprzedniego wcielenia

PostWysłany: Wto 19:21, 20 Mar 2007    Temat postu:

Fantasyyyy... <patrzy na tekst pożerając go wzrokiem>
Już samym tematem zachęciłaś mnie do czytania, ale nie mogłam wcześniej przeczytać. Podoba mi się to jak przedstawiłaś "opiekunów" (jeśli można ich tak nazwać) Salmakis.
Podobają mi się Twoje opisy... Jest ich dużo, co pozwala na wyobrażenie sobie całego otoczenia, ale nie na tyle, żeby nie móc dodać czegoś od siebie :] . Jak zwykle nie będę szukać błędów, ponieważ jak dla mnie tekst może się składać z "gżybów", "jerzyn" i "dżewek". Ważne, żeby było zrozumiałe Wink .
Według mnie "oprawa fantastyczna" też Ci wyszła nieźle. Dobrze opisałaś istoty i nawet ktoś, kto nigdy nie czytał fantasy mógłby je sobie wyobrazić.
Ogólnie... Bardzo mi się podoba i z niecierpliwością czekam na Twój następny twór Razz .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Słowo Pisane Strona Główna -> Proza Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin