Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Cherry
gryzipiórek
Dołączył: 22 Lip 2007
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: nocturn alley
|
Wysłany: Czw 23:24, 13 Gru 2007 Temat postu: [F] Harry Potter i Zakon Feniksa [narodziny rebelii] |
|
|
Jest to forum miłośników ogólnie pojmowanego słowa pisanego, dlatego jako grafoman z zamiłowania i przyrodzenia postanowiłam podzielić się swoją radosną "twórczością". Dawno nie pisałam nic dla własnej uciechy, więc wklejam starą fanowską recenzję. Mam nadzieję, że nie pożrecie mnie za treść. UWAGA! Tekst ten przeznaczony jest dla osób, które widziały uprzednio tenże film.
Harry Potter i Zakon Feniksa - Narodziny Rebelii
Oglądając w Trójmieście wymiarowe plakaty reklamujące Zakon Feniksa przestępowałam z nogi na nogę nie mogąc doczekać się seansu. Dla miłośnika potterowskiego fandomu jest to niemała gratka, zwłaszcza, jeśli owy tom jest jego największym fetyszem. Warto na wstępie zaznaczyć, że błędem jest wybranie się do kina nie czytając wszystkich tomów przynajmniej raz. Jest to film tylko i wyłącznie fanowski, przeznaczony dla widzów dobrze obeznanych w fabule. Na sali kinowej nie ma miejsca dla laików ani dzieci poniżej 12 roku życia. Postacie nie są przedstawiane widzom, dlatego dobra pamięć do nazwisk jest jak najbardziej wskazana. Niestety, każdy, kto widział ekranizację Zakonu Feniksa, rozczaruje się w większym lub mniejszym stopniu.
Film trwa 138 min, paradoksalnie "Harry Potter i Zakon Feniksa" jest najdłuższą książką z całej serii, natomiast film o tym samym tytule najkrótszym ze wszystkich, które dotychczas nakręcono. Mimo to warto kupić bilet chociażby ze względu na mistrzowskie kreacje aktorskie, które pozwolę sobie wymienić w zasłużonej kolejności: Gary Oldman (Syriusz Black), Helena Bonham Carter (Bellatrix Lestrange), Imelda Staunton (Dolores Jane Umbridge), Alan Rickman (Severus Snape), Maggie Smith (Minerva McGonagall) etc. Debiutująca Natalia Tena jako Nimfadora Tonks też była całkiem sympatyczna i dobrze ucharakteryzowana. Błędem reżysera było zrobienie z niej nieco gapciowatej i nierozgarniętej czarownicy, wszak wśród zastępów Zakonu Feniksa nie ma miejsca dla takich osób. Słabo na ich tyle wypadają jednak młodzi aktorzy, którzy niezbyt się wysilili. Całe ich aktorstwo sprowadzało się do wyćwiczenia dwóch min: przygnębionej i przerażonej. To trochę za mało, zwłaszcza, że grają już nie po raz pierwszy i w końcu mogliby popracować nad własną mimiką i ekspresją ciała. Nieliczne dialogi były wybitnie jałowe, prowadzone nienaturalnym patosem. Monologi Pottera bardziej przypominały wymyślne oratoria, niż spontaniczne wywody piętnastolatka, ale to chyba typowe dla kogoś, kto urodził się bohaterem. Mimo wszystko nie pasuje mi to do wcześniejszego wizerunku Harrego, który nigdy nie celował w lotnych wypowiedziach.
No właśnie, dialogi to chyba najsłabsza strona filmu. Akcja pędziła w tak zastraszającym tempie, że w pewnych momentach któryś z bohaterów otwierał usta i już nie dane mu było wypowiedzieć jego kwestii. Akcja filmu leciała dalej. Zabrakło mi luźnych pogawędek trójki starych przyjaciół, dowcipów Weasleyów i pokrzepiających rozmów Harrego z ojcem chrzestnym, w które obfitowała książka. Generalnie Potter z Syriuszem więcej się przytulali, niż ze sobą rozmawiali, zapewne ku wielkiej ucieszy fanek tego pairingu. Nietrudno zauważyć, że młodzi aktorzy podczas filmu wymienili między sobą zaledwie parę zdań. To nienaturalnie dla kogoś w ich wieku. Spostrzegawczy widzowie zauważą także, że Draco Malfoy rzucił w kierunku Pottera tylko jedną złośliwą uwagę w ciągu tych dwóch godzin spędzonych przed ekranem.
Sfera uczuciowa bohaterów ustępowała miejsca rozpędzającej się akcji i nawałowi efektów specjalnych. Niepotrzebnie. Pierwszy pocałunek Pottera i Cho był jałowy i nazbyt wyćwiczony. Powinien być nieco niezdarny, jak na pierwszy raz przystało. Kiedy Harry relacjonuje przyjaciołom swoje przeżycia z Pokoju Życzeń, trio zaczyna sztucznie chichotać, co podobno było naturalną i spontaniczną reakcją ze strony aktorów, choć prawdę powiedziawszy jakoś trudno mi w to uwierzyć.
Jeśli chodzi o mocne plusy filmu to przeważają w nim wybitne kreacje aktorskie. Helena Bonham Carter stworzyła fascynującą, pociągającą i wyrazistą postać. Wielka szkoda, że Bellatrix pojawiła się zaledwie w dwóch scenach, w których niewiele miała nam do powiedzenia. Cała praca nad jej charakterystyczną peruką żyjącą własnym życiem poszła na marne. Jej słynne „I killed Sirius Black ha ha ha!” przejdzie chyba do historii kina dziecięcego. Ten diaboliczny śmiech jeszcze na długo pozostanie w moich uszach.
Drugim konikiem filmu jest niewątpliwie Gary Oldman, który rzekomo wziął tę rolę, ponieważ miał problemy z opłaceniem zaległych rachunków. Mimo to dał dużo z siebie podczas robienia filmu i choć na ekranie było go zdecydowanie za mało, spełnił w pełni swoje zadanie. Przed oczami mieliśmy idealny obraz nonszalanckiego, opiekuńczego, heroicznego, nieco zawadiackiego i zabójczo przystojnego ojca chrzestnego o wyszukanym poczuciu humoru. Miłośniczki Garego Oldmana zapewne będą wzdychać podczas scen w Kwaterze Głównej, kiedy to Syriusz wznosi toast za zdrowie chrzestnego syna, puszczając tym samym zawadiackie oczko. Kolejną dość zaskakującą, aczkolwiek nie mniej zapadającą w pamięć sceną było uderzenie Lucjusza Malfoya z prawego sierpowego w Departamencie Tajemnic z okrzykiem „zostaw mojego syna chrzestnego!” podczas finałowej bitwy. Tego nie było w książce, jestem jednak ciekawa, czy tą scenę zawierał scenariusz, czy była to tylko kolejna spontaniczna reakcja jednego z aktorów…
Scena śmierci Syriusza Blacka pozostawiła u mnie wielki niedosyt. Była tak szybka, że niemal całkowicie umknęła mojej uwadze. Spodziewałam się czegoś niezwykle ckliwego i łzawego, tymczasem reżyser zakpił sobie z jednego z głównych bohaterów i jego wiernych fanów. Łapa wcale nie wpadł pod żadną zasłonę w kamiennym łuku, tak jak to było opisane w książce, ale jakby ulotnił się do jakiegoś innego wymiaru razem z ciałem. Efekty specjalne na niskim poziomie. Potter wydarł się w niebogłosy, ale sprawiał wrażenie, jakby sam nie do końca był świadom tego, co się przed chwilą wydarzyło. Bella zrobiła swoje po mistrzowsku. Po Syriuszu pozostał tylko oddech i wspomnienia. Całe szczęście zgon Wąchacza został nam zrekompensowany ekscytującym pojedynkiem pomiędzy Śmierciożercami, a Aurorami. Wymiana ognia między Dumbledorem i Voldemortem także powinna zadowolić nawet tych wybrednych miłośników widowiskowych efektów specjalnych, a naprawdę było na co popatrzeć. Tym razem lekkie odbiegnięcie od kanonu wypadło na korzyść filmu. Warto w tym miejscu dodać, że wszystkie sceny akcji zostały nakręcone ręcznie trzymanymi kamerami, co też jest nie lada wyzwaniem dla ekipy montażowej.
Przejdźmy teraz do moich ulubionych scen akcji. Bez wątpienia najbardziej efektowny był lot na miotłach Straży Przedniej nad Tamizą, atak Dementorów w Little Whinging oraz lekcja oklumencji w szkolnych lochach. Dwie pierwsze składały się co prawda prawie wyłącznie z niewybrednych efektów specjalnych, ale i tak robiły wrażenie. Ucieczka Harrego i Dudleya do kanałów ściekowych została niezwykle realistycznie przestawiona, co oczywiście składa się na duży plus. Mojej uwadze nie umknęły jednak drobne odbiegnięcia od fabuły książki. O ile Lord Voldemort w czarnym garniturze stojący na peronie King’s Cross przyprawiał o mocniejsze bicie serca, to o tyle ucieczka Bellatrix Lestrange z Ministerstwa przez kominek wydała mi się komiczna. Błagam, tylko nie przez kominek! Carter brakowało tylko doklejanej siwej brody i worka prezentów na plecach. Zgodnie z potterowskim kanonem powinna zniknąć wraz z Czarnym Panem, tymczasem spotkało mnie gorzkie rozczarowanie. Takich niespodzianek czekało nas niestety więcej. Pominięto mnóstwo istotnych wątków, niektórych drugoplanowych bohaterów wymienionych w obsadzie w ogóle nie było widać. Młodych Huncwotów nie widziałam prawie wcale, Smarkerusa i centaura Firenza także. Harry natomiast widział wspomnienia Snape’a w Myślodsiewni, a nie bezpośrednio w jego umyśle na lekcji oklumencji.
Warto zwrócić naszą uwagę ku debiutującym aktorom, a właściwie aktorkom. Nie dziwię się, że Evanna Lynch pokonała ponad 15 000 dziewcząt biorących udział w castingu do roli Luny Lovegood, ponieważ była absolutnie genialna. Lynch zagrała dokładnie tak, jak wyobrażałam sobie nieco nawiedzoną Pomylunę. Była czarująca, subtelna, delikatna i owiana lekką mgiełką tajemnicy. Sądzę, że ta drobna rólka w Zakonie Feniksa otworzyła jej drogę do wielkiej kariery aktorskiej. To samo, jeśli chodzi o Imeldę Staunton, która wcieliła się w znaczącą rolę wielkiej inkwizytorki Dolores Jane Umbridge. Co prawda nie była to jej pierwsza rola, ale dzięki zdobytemu doświadczeniu udało jej się stworzyć charakterystyczną i niezwykle wyrazistą postać. Od Umbridge aż promieniowała cała ta aura zła i sztucznej słodyczy. Była uszczypliwa do granic możliwości, a zarazem każda scena w której się pojawiała nie była pozbawiona pewnej dozy humoru.
Niestety nigdzie nie udało mi się znaleźć informacji, ile wynosił budżet filmu. Ciekawi mnie to ze względu na ilość pomieszczeń pojawiających się na ekranie. Wiele z nich niestety skrajnie różniło się od moich fanowskich wyobrażeń. Wziąć chociażby dom przy Grimmauld Place 12, stanowiący kwaterę główną Zakonu Feniksa. Był co prawda mroczny i zaniedbany, ale ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu nie dane mi było zobaczyć portretu Walburgii Black, matki Syriusza. Bystre oko zauważy jednak, że wszystkie imiona członków rodziny Black, znajdujące się na drzewie genealogicznym są nazwami gwiazd lub gwiazdozbiorów.
Przejdźmy teraz do ostatecznego rozrachunku, czyli do minusów filmu. Zabrało mi kilku istotnych elementów, które miały dość duże znaczenie w poprzednich ekranizacjach książki. Po pierwsze brak Quidditcha. Nauki też nie mieli zbyt wiele, pomijając lekcje oklumencji ze Snapem. Druga sprawa to kwestia rodzinnych melodramatów Nevilla. Prócz rozmowy w Pokoju Życzeń z Harrym, nie było prawie mowy o tym, jak Bellatrix zamieniła państwa Longbottomów w bezmózgie warzywka. Brakowało mi też znakomitego aktorstwa Davida Thewlisa (filmowy Remus Lupin), który tym razem był tylko poprawny. Być może usprawiedliwia go fakt, że reżyser David Yates nie poświęcił mu zbyt wiele miejsca w Zakonie Feniksa.
Cóż, jeśli Rowling twierdzi, że to była najlepsza i najwierniejsza ekranizacja ze wszystkich części, to najwyraźniej wypiła za dużo ognistej whisky tuż przed premierą. Ja wyszłam z kina mocno rozczarowana i zniesmaczona. Pierwotny pomysł reżysera, aby podzielić ten film na dwie części okazałby się zbawienny. Nie udało mu się bowiem w pełni odwzorować tego pokaźnego tomiska, a przecież fani czekali na wierną ekranizację ich ulubionej powieści. Po seansie odniosłam okropne wrażenie, że film został zrealizowany „na odwal”. Aż strach pomyśleć, co następnym razem zrobią z fabułą Księcia Półkrwi.
Ostatnio zmieniony przez Cherry dnia Pon 21:06, 17 Gru 2007, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Selene
wszędobylski
Dołączył: 10 Cze 2007
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 15:58, 14 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Cóż, to prawda, trudno zmieścić tak obszerną powieść w filmie, ale piąta część to jedna z moich najukochańszych potterowskich książeki, co tu dużo mówić, też się rozczarowałam. Ukłony w stronę autorki recenzji , była trafna, i chyba niestety zgadza się z odczuciami wielu oglądających. W pewnych momentach Hogwart nie przypominał dla mnie szkoły. Gdzie podziała się ta prowadzona z lekkością fabuła, przeplatająca sceny akcji z tymi zwyczajnymi, które znam z poprzenich filmów? A Evanna zupełnie mnie zachwyciła, scena, kiedy karmiła małego testrala była świetna
|
|
Powrót do góry |
|
|
Len
moderatorka sarkastyczna
Dołączył: 22 Gru 2005
Posty: 641
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: spod ciemnej gwiazdy
|
Wysłany: Pon 13:46, 17 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
A ja jestem ciekawa dlaczego w temacie stoi "Książę Półkrwi", skoro mowa o 5 części? xD
Nie powinien być Zakon Feniksa?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cherry
gryzipiórek
Dołączył: 22 Lip 2007
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: nocturn alley
|
Wysłany: Pon 21:05, 17 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Mój błąd - poprawione.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Len
moderatorka sarkastyczna
Dołączył: 22 Gru 2005
Posty: 641
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: spod ciemnej gwiazdy
|
Wysłany: Czw 8:24, 20 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Cieszę się ^^
Mało jest filmów, które nie podobały mi się w równym albo chociaż zbliżonym stopniu, co ten. To. Było. Dno. Ja nie wiem, co za debil to kręcił. To znaczy, wiem, ale i tak nie umiem tego pojąć. Nie było quidditcha, były dialogi, których być nie powinno. A Hermiona z każdą częścią jest coraz gorsza.
Tak właściwie to ja obejrzałam ten film dla Heleny Bonaham-Carter (Bellatrix). Widziałam ją w Henryku VIII, jako Annę Boleyn i byłam naprawdę pod wrażeniem. Tym razem też mnie nie zawiodła. Była świetna. Gary Oldman niby też, ale scenarzyści i reżyser wszystko zepsuli, jakoś dziwnie mu te kwestie ułożyli. Nawet, jeśli była teoretycznie taka, jak powinna to z kolei szyk nieodpowiedni. Albo mimika, gestykulacja lub sceneria. O scenerię mam duży żal ze względu na drzewo genealogiczne Blacków. Dla mnie to miał być gobelin. Od sufitu do podłogi, szeroki na całą ścianę. Ale gobelin, nie ściana... Litości. No bo, jak można w ścianie wypalić dziurę papierosem? xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|